11 października 2016

[KP] Don’t throw stones at me // Don’t tell anybody

Julian Leance 
Dwadzieścia sześć lat * Młodszy z rodzeństwa * I znacznie mniej zdolny * Członek rodziny o wielopokoleniowej tradycji łowieckiej * Zręczny szermierz * Nawet niezły strzelec * Fascynat literatury angielskiej * A czasem trochę prozaik

Od kiedy pamięta, żył w cieniu brata, choć zasłużenie, bo o ile tamten potrafił i osiągał wiele, on początkowo ledwo był w stanie poprawnie trzymać broń. No, teraz co prawda jest lepiej – trochę lepiej – ale nadal nie dorasta bratu do pięt.
Gdy więc usłyszał, że dostał jakieś zadanie, był nieziemsko wręcz zaskoczony. Choć coś mu mówiło, że jego ojciec miał z tym coś wspólnego. Że miał nadzieję, że Julianowi jednak uda się odzyskać utracony honor, że będzie mógł być drugim synem, o którym będzie mógł opowiadać na rodzinnych spotkaniach.

[Cytat: Imagine Dragons; na zdjęciu Ben Barnes
Wątek z Sally Van]

6 komentarzy:

  1. Do miasteczka rzadko przybywał ktoś nowy, a co za tym idzie – w rezydencji nie panował zbyt wielki ruch, aczkolwiek akurat jej to nie przeszkadzało. Dzięki temu miała więcej spokoju i nie czuła dodatkowej presji. Wystarczył jej fakt, że została sama i musiała dopilnować rodzinnego majątki. Oczywiście zaufanie, jakim ją obdarzono, napawało ją dumą, ale czuła ogromny ciężar, który momentami ją przerastał, strach przed porażką. W dodatku pieniądze, które otrzymywali za wynajmowane pokoje, nie były im niezbędne. Rezydencja była pewnego rodzaju hotelem i schronieniem od zawsze, więc po prostu przedłużali tradycję, utrzymywali się z wielu innych rzeczy.
    Krzątała się w spiżarce, porządkując zasoby i układając wszystko na swoich miejscach. Miała odrobinę więcej wolnego czasu, więc stwierdziła, że może zająć się kilkoma rzeczami, które powinny być już dawno zrobione, ale wcześniej nikt jakoś się do nich nie garnął. Przy okazji sprawdzała daty ważności produktów, gdyby przypadkiem znalazło się coś, co niestety mogło nie nadawać się do użycia. Niektóre produktu odkładała do przygotowanego wcześniej kartonu, ponieważ niebawem planowała wizytę w miejscowym sierocińcu. Wiedziała, że nawet drobna pomoc zawsze im się przyda, a w rezydencji jedzenia nie brakowało, toteż sądziła, że bez wahania może się nim podzielić.
    Słysząc dzwonek do drzwi, szybko i pochopnie podniosła głowę, co z kolei doprowadziło do tego, że uderzyła głową o drewnianą półkę. Przeklęła pod nosem i rozmasowała rozbolałe miejsce, po czym wyszła ze spiżarki, zamykając za sobą drzwi. Otrzepała się z lekkiej warstwy kurzu, doprowadzając swoją błękitną tunikę do porządku. Może nie powinna dzisiaj się tym zajmować, ponieważ doskonale zdawała sobie sprawę z tego, iż niebawem ma przybyć nowy gość, ale nie potrafiła siedzieć bezczynnie.
    Mężczyzna, który z dnia na dzień pojawił się w mieście, a plotki rozniosły się kilka minut po przekroczeniu przez niego granicy, był głównym tematem rozmów. Tak to już było w tych małych miasteczkach. Wreszcie doszła do drzwi i otworzyła je, stając oko w oko z wysokim gościem. Posłała mu przyjazny uśmiech, krzyżując z nim spojrzenie.
    - Witam i zapraszam. - powiedziała, odsuwając się na bok i wpuszczając go do przestronnego holu.

    [ Może tak być? ]

    OdpowiedzUsuń
  2. Szybko zmierzyła go wzrokiem, dochodząc do wniosku, iż jest miły dla oka. Niektórzy mieszkańcy zapewne będą do niego sceptycznie nastawieni, jeśli zamierzał zostać na dłużej. W takim małych miasteczkach nowi byli źle przyjmowani, aczkolwiek Ali była pewna, że znajdzie się wiele kobiet, które zechcą położyć na nim swoje zachłanne rączki i pomóc mu się „zadomowić". Jej takie romanse nie były w głowie. Pogodziła się z faktem, iż związać mogłaby się jedynie z kimś ze swojego środowiska. Zwykły człowiek nie zostałby zaakceptowany.
    - Tak, o ile pamięć mnie nie myli, dobrze pan trafił. - odparła, puszczając do niego oko i zamykając drzwi. Ruszyła w głąb holu, nie chcąc stać przy drzwiach i ręką zachęcając, by szedł za nią.
    Zdawała sobie sprawę, że jej pewność siebie onieśmielała niektóre osoby, ale ona już tak po prostu miała. W jej rodzinie wstydliwość nie była zbyt powszechną cechą. Poza tym nie wyobrażała sobie, iż mogłaby prowadzić pensjonat, jednocześnie mając trudności z nawiązywaniem nawet kontaktów wzrokowych. Od małego kipiała energią i pewnością siebie, tak samo, jak reszta jej rodzeństwa. Możliwe, iż było to zasługą specyficznego wychowania, jakie zapewnili im rodzice, a w szczególności matka, a nawet babcia; te dwie starsze kobiety potrafiły zawstydzić nawet największego osiłka jednym zdaniem.
    Zatrzymała się na środku holu, kawałek dalej od szerokich schodów. Wnętrze było ciepłe, dla niektórych może odrobinę tajemnicze. Wystrój był utrzymywany w klimatach złotawych i brązowawych oraz gdzieniegdzie beżowych. Zmiany były rzadkością, a do remontów zabierali się tylko wtedy, gdy było to niezbędne. Ten dom miał swoją historię, a jej rodzina nie zamierzała tego zmieniać. Ona zresztą również.
    - Przepraszam, nie przedstawiłam się, Alice Morris, obecnie jest pan na mnie skazany. - odparła ze śmiechem, wyciągając do niego rękę.
    - Przypuszczam, że podróż była wyczerpująca, więc może pokażę pokój? Wszystkie sypialnie są na górze. Na prawo jest kuchnia i jadalnia, a na lewo salon. - wytłumaczyła, wskazując na wszystko ręką, choć było to zapewne zbędne.

    [ Sama nie wiem, niech to będzie coś pół na pół. :) ]

    OdpowiedzUsuń
  3. Jego pytania nie wzbudziły w niej podejrzeń. Wiele osób interesowało się tą starą budowlą. Było na co popatrzeć, a ludzie zazwyczaj liczyli na jakąś interesującą historię o duchach czy czymś podobnym. Co prawda w tym domu zdarzyło się wiele dziwnych rzeczy, ale o tym nie mówiło się zwykłym śmiertelnikom.
    - Mieszkam tu od urodzenia z bliskimi, ale niestety wyjechali, by załatwić kilka spraw rodzinnych. Ja zostałam, ponieważ ktoś musiał pilnować rezydencji. - odparła, wzruszając ramionami.
    W gruncie rzeczy go nie znała i mógł stanowić zagrożenie, biorąc pod uwagę, że teraz wiedział, iż znajdowali się w posiadłości sami, ale ona nie miała obaw. Gdyby czegokolwiek próbował, bez trudu by sobie z nim poradziło, choć on nie mógł o tym wiedzieć. Jednakże nie wyglądał na jakiegoś seryjnego mordercę, a ona miała nosa do ludzi.
    - Pokażę pokój, żeby mógł pan tam zostawić rzeczy, a później muszę udać się do sklepu. Może pan przejść się ze mną, wtedy zaprowadzę do centrum i pokażę okolicę. Ciężko się tu zgubić, ale wszystko jest możliwe. - odparła, puszczając do niego oczko, po czym ruszyła schodami do góry. Przeszła przez korytarz, aż wreszcie doszła do dębowych drzwi. Uchyliła je i wskazała ręką do środka.
    - To tutaj. Gdyby czegoś pan potrzebował albo miał jeszcze jakieś pytania, będę w kuchni. - odparła, po czym ruszyła w kierunku schodów.

    [ Nie ma problemu. Ja też długo nie odpisywałam, więc przepraszam. ]

    OdpowiedzUsuń
  4. [ Tak chyba będzie najlepiej. :D ]

    W rezydencji nie było aż tak wiele pokoi, jak mogłoby się na pierwszy rzut oka wydawać. Za to miały jeden z najlepszych widoków w miasteczku, przynajmniej jej zdaniem. Pamiętała, że gdy była mała, godzinami przesiadywała przy oknie i wpatrywała się w góry i las, wyobrażając sobie co kryje się pod iglastą warstwą. Dla urozmaicenia codziennie zmieniała pokój swoich przesiadywań, by móc patrzeć na świat pod innym kątem, przynajmniej tak to wtedy tłumaczyła matce, gdy ta z rozbawieniem przyglądała się jej poczynaniom. Czasami nawet dołączała do córki i wtedy opowiadała jej prawdziwe historie, które zdarzyły się w tych lasach za sprawą czarownic. Jej matka bardzo często podkreślała kim są, jakby zapomnienie tego było w ogóle możliwe.
    Posłała mu ostatni zachęcający uśmiech, po czym zeszła na dół, by zabrać się za przygotowanie kurczaka z warzywami. Uwielbiała gotować, a praktycznie wszystkich tajników gotowania nauczyła ją babcia. Jej matka nie była fanką przesiadywania w kuchni, za to jej córka wręcz przeciwnie. Już jako czterolatka pomagała w przygotowywaniu obiadów, uważnie obserwując poczynania starszej kobiety, by zapamiętać nawet najmniejszy szczegół.
    Odwróciła się na dźwięk męskiego głosu, po czym posłała mu przyjazny uśmiech i skinęła lekko głową.
    – Oczywiście, proszę dać mi chwilę. – odparła, jednocześnie odkładając nóż, którym przed momentem siekała z wprawą warzywa i podchodząc do zlewu, by opłukać dłonie. Szybko je wytarła, po czym odwróciła się w jego stronę, przy okazji ściągając biały fartuszek i odwieszając go na wieszak.
    – W takim razie chodźmy. – oznajmiła i ruszyła do wyjścia z kuchni, po czym udała się do holu. Szybko włożyła buty i przeczesała palcami włosy. Zgarnęła torebkę, wzięła też z komody klucze i wyszła na zewnątrz, przytrzymując drzwi swojemu gościowi.

    OdpowiedzUsuń
  5. – Jestem nowoczesna. Poza tym to ty tu jesteś gościem. – odparła z rozbawieniem w głosie, zamykając drzwi na klucz i wrzucając brzęczący pęk do torebki. Zawsze później musiała przeszukiwać wszystkie kieszonki, by znaleźć klucze, ale jakoś nie mogła nauczyć się, by wkładać pęk do specjalnej kieszonki. Niby zajmowało to sekundę, ale to i tak za dużo. Biorąc pod uwagę fakt, że szukanie później zajmowało kilka minut, ta sekunda powinna być warta zachodu, ale w końcu była kobietą, a one z natury odznaczają się pokrętną logiką.
    Zerknęła na niego, marszcząc minimalnie brwi w geście konsternacji. Z uwagi na sekrety, jakimi się otaczała, od dziecka była nauczona ostrożności. Dlatego też jej radar włączał się i migał ostrzegawczo za każdym razem, gdy na horyzoncie pojawiała się jakaś ciekawa duszyczka. Pewnie wszyscy mieli paranoje, ale w ich świecie trzeba było uważać na wszystko, gdyż zagrożenie mogło czaić się na każdym kroku.
    Szybko jednak się opamiętała i posłała mu kolejny uśmiech. Rozglądając się po okolicy, którą znała jak własną kieszeń i zastanawiając się, od czego zacząć. Julian był jedynie podróżnikiem. Z pewnością musiała jeszcze się mu uważnie przyjrzeć, ponieważ fakt, iż przyjechał akurat do ich małego i zapomnianego miasteczka wydawał się niepokojący, aczkolwiek mężczyzna nie wyglądał na jakiegoś drapieżnika. Wydawał się spokojnym i zabawnym mężczyzną, może nawet odrobinę zakręconym.
    – Historie są różne. Większość uznaje, iż miasteczko zapoczątkowało jakieś małe plemię, chcąc się tu schronić. Ile w tym prawdy? Kto to wie, każdy wierzy w co chce. – zaczęła, zerkając na niego przelotnie i skręcając jednocześnie w lewo.
    – Nasza rezydencja jest jednym z pierwszy budynków, a co za tym idzie, nasza rodzina jest w pewnym sensie częścią grupy założycieli. Jednakże nie ma to aż takiego znaczenia, przynajmniej moim zdaniem. Wszyscy są tu równi, nieważne czy jesteś właścicielem sklepu, rybakiem czy miejscowym lekarzem…

    OdpowiedzUsuń
  6. – Nie przesadzałabym, ale jeśli nawet tak jest, trzymam wszystko dla siebie. – odparła, posyłając mu kolejny przyjazny uśmiech, choć jej odpowiedź miała jednocześnie głębsze znaczenie. Liczyła, iż mężczyzna domyśli się, że od niej zbyt wiele nie wyciągnie, jeśli właśnie taki miał zamiar. Doskonale znała wartość tajemnicy, sama miała ich wiele, toteż doskonale wiedziała, że najlepiej trzymać takie rzeczy dla siebie. W szczególności, gdy sekret nie należy do ciebie. Oczywiście, mogła mu podać więcej suchych faktów, ale wątpiła, by go to zaciekawiło. Nie mogła dla przykładu opowiedzieć mu kilku historyjek, które niegdyś babki opowiadały swoim dzieciom, ponieważ dotyczyły one dziwnych zjawisk, które niestety nie zawsze były wyssane z palca. Niektóre zjawiska były ściśle związane z jej rodziną i z tym, co ukrywają…
    Nie chciała być niemiła i liczyła, że Julian tak tego nie odbierze. Po prostu lubiła stawiać sprawy jasno i choć go polubiła, ponieważ wydawał się miłym facetem, nie mogła mu w pełni ufać. Znała go przecież od kilku godzin, nie była naiwniaczką. Nie nabrałaby się na ładną buźkę i hipnotyczne oczka. Rodzice wpoili jej kiedyś bardzo ważną zasadę. Chodziło w niej mianowicie o to, że piękny kwiat czasami bywa najbardziej trujący, a ona zawsze się tego trzymała. Po prostu w jej świecie bezpieczeństwo nie było czymś stałym i gwarantowanym. Trzeba było je sobie zapewnić i cały czas je pielęgnować. Teraz dodatkowo miała rezydencję na głowie, a co za tym idzie, musiała bardziej się pilnować.
    – Czemu się przeprowadzaliście? – dodała, przyglądając mu się z zaciekawieniem. Skoro ona już mu trochę zdradziła, teraz on powinien zrekompensować się tym samym.

    OdpowiedzUsuń