15 października 2016

Villemijn

Villemijn Dashboard

Swego czasu studentka biologii z ambicją, by zostać naukowcem i pracować w laboratorium.
Stereotyp mówi, że jest głupiutką blondynką. Pierwsze wrażenie, że boi się pobrudzić delikatne, białe rączki. Ale z racji tego, że pozory z reguły mylą, a stereotypy nie pokazują całej prawdy, po prostu jest inaczej.
Fakt, Vill ma jasne włosy, nie ma wzrostu modelki, a do tego dostała w pakiecie urocze piegi. Ale przecież to nie siła jest najważniejsza. Ważniejszy jest spryt, charakter, a przede wszystkim chęć przetrwania. Posiadanie celu lub sensu, aby w ogóle przeżyć. Szkoda tylko, że tego ma coraz mniej.
Jej istnienie warunkuje możliwość pomocy innym. Gdy jej nie ma, traci sens. A podświadomie i tak za wszelką cenę chce przeżyć.
Potem wyrzuca sobie tę hipokryzję. Ale jakie to w ogóle ma znaczenie?

12 komentarzy:

  1. Kto w ogóle mógł przypuszczać, że to wszystko tak się potoczy. Miał przecież jakieś perspektywy na swoje życie. Miał wybić się z dna. Tylko złośliwy los w trakcie jego pięciu i to dosłownie pięć minut sławy zesłał na świat apokalipsę i nic już nigdy nie miało wyglądać tak jak dawniej.
    Obóz miał w lesie z chłopakami z gangu swojego brata. Oboje mieli w sobie geny meksykańskie bo matka pochodziła z meksyku. Tylko, że Levi oprócz czarnych włosów i nieco ciemniejszej karnacji w ogóle nie przypominał meksykanina tylko typowego Amerykanina. Z kolei jego brat Philip podał się typowo do rodziny matki. Wykapany meksykaniec z bandaną na głowie i kozią bródką.
    Tego dnia Levi robił porządek z bronią. Liczył amunicję i broń jaką ze sobą mieli. Jego brat był przywódcą. Nic nowego bo zawsze to on miał predyspozycje do bycia liderem. Nie to co Levi, który raczej trzymał się z boku i bazgrał coś w swoim rysowniku zupełnie nieobecny.
    Tak więc Phil podszedł do niego i rzucił mu mapę na kolana.
    -Dość tego kurwa. Twoja kolej. Bierz dupę w troki i sprawdź zaznaczone miejsca. Pora żebyś kurwa dojrzał.
    Levi nie bardzo przepadał za wypadami. Właściwie w ogóle na nie nie chodził po wypadku jaki zdarzył się i to z powodu jego winy do której się nie przyznał i okłamał wszystkich w koło.
    Wkurzony złapał za mapę, broń i plecak odchodząc szybko w stronę lasu. Nie miał wyjścia inaczej by go wyrzucili. Może nie brat, ale jego kumple na pewno. W tych czasach na nic były jego zdolności rysowania, tatuowania i grania na gitarze. Tu liczyła się siła, przetrwanie i spryt.
    Chciał pójść na łatwiznę i wykraść coś innej grupie. No i wpadł. Levi zawsze miał pecha. Zawsze musiał wpadać w kłopoty chociaż wcale nie chciał. A kiedy tajemnicza nieznajoma z wrogiej grupy uwolniła mu ręce w tym samym momencie jak do środka wszedł ten cały Derek ze swoimi osiłkami Levi rzucił się na niego.
    Może i był chudy, może nie należał do gangu i nie chodził na siłownię, ale przyłożyć porządnie potrafił. Tak więc koniec końców Derek wypluł na ziemię swoją jedynkę wraz z krwią, a po chwili dostał kolejny cios prosto w nos, z którego puściła się krew. Dwójka osiłków pochwyciła go za ręce i wykręciła je do tyłu. Ale Levi jak na artystę przystało skonstruował sobie pewną broń... broń która kryła się w rękawach jego bluzy przypięta do nadgarstków. Broń, której nie sposób było znaleźć. Z jego dłoni wysunęły się noże przebijając ręce swoich napastników na wylot. Rodem z Assassin's Creed... W sumie to stąd zaczerpnął pomysł. Koniec końców trójka facetów leżała na ziemi walcząc ze swoimi bólem.
    -Gdzie trzymacie broń? -Skierował pytanie do blondynki.

    OdpowiedzUsuń
  2. No i wpadł po uszy. Jak to zawsze kiedy chciał zgrywac bohatera. Teraz nie dość, że jest związany, ma przesrane to jeszcze schwytali tą laskę. Gorzej być już nie może.
    Teraz mogł mieć tylko nadzieję, na to, że jego starszy brat zainteresuje się dlaczego go tyle nie ma i zbierze ekpię zaczynając poszukiwania zaginionego brata. Za pewne ruszą śladem, który wyznaczył na mapie tak więc wcześniej czy później... żywego lub martwego znajdą go. O ile znów nie zaczęli libacji... Odkąd znaleźli piwnicę pełną starych win piją codziennie ile wlezie. Ale co dziwić się ludziom... każdy przecież chciał zapomnieć chociaż na chwilę o tym co ich spotkało, każdy kogoś stracił i każdy bał się o kolejny dzień.
    Nawet Phil który był twardy i prawie nigdy nie płakał przeżył bardzo śmierć swojej córeczki...
    Levi jednak nie należał do imprezowiczów. Raczej unikał wszelkich libacji, a tym bardziej teraz kiedy człowiek nie był pewny czy zaraz coś nie zje go na obiad. Tak więc wolał mieć trzeźwy umysł. I co mu z tego przyszło? Wieszne problemy.
    Kiedy siedzieli tak związani podszedł do nich ten cały Derek. Na jego widok Levi miał ochotę zwymiotować. Nachylił się nad nim i uderzył go z całej siły pięścią w brzuch tak że Levi prawie zwymiotował.
    -Masz przejebane chłoptasiu... A ty. -Spojrzał na blondynkę. -Policzymy się później. Zapłacisz nam za to. -A potem oddalił się w stronę obozu.
    -No to jedziemy na tym samym wozie. -Oparł głowę o pień drzewa. -Jestem Levi.

    OdpowiedzUsuń
  3. Levi gdyby mogł za pewne spojrzałby na nią jak na wariatkę. I ona jeszcze ma do niego pretensję? Tak więc przekonanie jego brata, że należy być męskim i walić po mordzie każdego kto nas obrazi, a laski będa ustawiały się do ciebie kolejkami było błędnym rozumowaniem. Teraz już wiedział....
    -No przepraszam bardzo, że mu oddałem za tego ciosa kiedy mnie złapali. -Zaśmiał się kpiąco pod nosem. -To twój koleś? -Spytał niespodziewanie bo od razu było widać jak na nią patrzył przez ten czas kiedy siedział sam związany i ich obserwował.
    A potem zaczął powoli obmyślać plan ucieczki. Przecież Derek nie będzie czekał do rana z jego egzekucją. Bo to było pewne, że go zabije. Kwestia czasu. Philip by powiedział chciałeś to masz.... sam musisz sobie radzić. Masz być twardy.
    -Moja grupa może cię przyjąć... Nie łapiemy ludzi bez powodu i nie więzimy ich. Żyjemy jak rodzina. Jeśli mi pomożesz zabiorę cię tam. Mamy kobiety, dzieci i facetów, którzy nie pozwolą by stało się cokolwiek złego. -Levi zawsze wolał załatwiać wszystko podstępem lub dogadać się by obie strony miały jakieś korzyści tak jak w tym przypadku. Nie lubił się bić wbrew pozorom.

    OdpowiedzUsuń
  4. Levi od razu zauważył, że cos musi być między Vill i Derekiem. Na pierwszy rzut oka wyglądali jak para z taką różnicą, że ona jakby się na niego z jakiegoś powodu gniewała.
    -Patrzy ci się na... biust. -Nie miał w zwyczaju być niemiłym w stosunku do kobiet więc starał się to powiedzieć jak najdelikatniej. -Myślałem, że jesteś jego..
    Tajmenicza blondynka nie miała jednak racji co do niego. Owszem był w grupie, która była dla siebie jak rodzina. Bo przecież kiedyś byli jednym gangiem, a mordowanie i walka za swoją rodzinę nie była dla nich obca bo doświadczyli tego jeszcze przed apokalipsą. Chociaż Levi i tak czuł się kołem u wozu... Kimś zupełnie niepotrzebnym. A do tego gdyby tylko wszyscy poznali prawdę... zabili by go.
    -Posłuchaj... nie wiem na kogo ci wyglądam, ale mam grupę, która jest gotowa zginąć za nasze bezpieczeństwo. Mój brat jest kimś ważnym. Jesli wstawię się za tobą przyjmą cię jak swoją.
    Wieść o nożu, który ma schowany w bucie poprawił mu humor. A więc jednak możliwe, że uda mu się wydostać o własnych siłach z tego obłędnego miejsca.
    -Dam radę. Ale pójdziesz ze mną. Ok?

    OdpowiedzUsuń
  5. Levi sięgnął do jej buta. A przynajmniej próbował. Bo jednak musiała bardziej się wygiąć by mogł wyciągnąć ostrze.
    -Spórbuj bliżej mnie bo nie dam rady. -A kiedy zbliżyla się bardziej w miarę możliwości sięgnął po nóż i od razu odetchnąłz ulgą. Dziś się wydostanie i to bez pomocy swojego brata. Zupełnie sam...
    -Koleś na ciebie leci. -Obrócił nóż w dłoniach i zaczął rozcinać swoje więzy. -Nie zrobi ci nic złego. Najwyżej nastraszy. -Zaczął spokojnie. -Ale z czasem weźmie sobie to co chce po dobroci bądź siłą. I wtedy będziesz żałować, że nie uciekłaś ze mną. -Rozciął swoje więzy. Nikt ich nie obserwował więc mógł kucnąć obok niej kiedy ta jeszcze była związana.
    -Słuchaj... I tak cię uwolnię. Nie będę cię okłamywał albo stawiał ultimatum, ale masz wybór. Możesz uciekać ze mną... -Spojrzał w stronę gdzie znajdował się mur. -Potrafię nieźle się wspinać... Macie tu gdzieś linę?

    OdpowiedzUsuń
  6. Levi raczej nie miał doświadczenia w stosunku do kobiet. Miał tylko jedną dziewczynę, a potem wybuchła apokalipsa i większość czasu spędzał w towarzystwie facetów. I chociaż nieznajoma wydała mu się atrakcyjna to nie miał wobec niej żadnych grzesznych myśli.
    -Dobra.. zaprowadź mnie tam. -Spojrzał w jej oczy czekając na dalsze wskazówki. -Ty idź pierwsza. -A potem nagle przypomniał sobie o Julii.. -Słuchaj... macie jakaś apteczkę tutaj? -Zastawił jej drogę. Musiał się wypytać w tym temacie. Julia naprawdę potrzebowała pomocy chociaż wszyscy wiedzieli jak to się skończy.
    -Moja znajoma została ugryziona i... -Jak jej wytłumaczyć, że wszyscy w koło wierzą w cud, który nigdy nie nastąpi... wszyscy oprócz niego... -Jej rodzina wierzy,że nie każdy zmienia się w nich wystarczy to odkazić... Nie chcę łamać ich serca...

    OdpowiedzUsuń
  7. Czyli jednak mu pomoże... Odetchnął z ulgą. Więc ma jakieś szanse na przeżycie. Świetnie. ... Zaprowadzi ją do grupy, wstaw się za nią i wszystko skończy się dobrze, a przy nastęnym wypadzie na miasto zabierze ze sobą innych ludzi. Bo sam nie miał zamiaru podróżować. Zwłaszcza w niebezpieczne rejony. Ale o tym co zrobił musiał jakoś wynagrodzić to nieświadomemu bratu.
    -Jak to nie każdy sie przemienia? -Rozszerzył szeroko oczy. Czyżby istniało jakieś antidotum? A może nie każdy był zarażony. -O czym ty mówisz? -Podszedł do niej. -tak widzę... wydostań nas stąd.

    OdpowiedzUsuń
  8. No tak drzwi zamknięte. Dla większości ludzi mogło by to być problematyczne zwłaszcza, że bezpieczniej było po prostu wiać, a nie błąkać się po obozie w poszukiwaniu kluczy do magazynu. Ale na szczęśćie jakiś talent Leviego w końcu się przydał. Chłopak uśmiechnął się podstępnie wspominając dzień w którym włamał się do garażu i ukradł samochód ojca tylko po to by udowodnić bratu, że żadne zamki i kłódki nie są mu straszne. Skończyło się tylko na tygodniowym szlabanie. Następnym razem było gorzej bo brat namówił go by otworzył sejf sąsiadów, gdzie trzymali pieniądze na studia syna. Otworzył... ale złapali ich. Brat się wstawił za niego i to on poszedł siedzieć na kilka miesięcy.
    -Odsuń się. -Zerknął na drzwi. -Nic prostszego. -Wyjął dwa cienkie metalowe patyczki i zaczął nimi grzebać w zamku. -Patrz czy nikt nie idzie.
    Po chwili złapał za klamkę i byli już w środku. Levi wpierw zaczął rozglądać się za bronią, którą mu zabrali czyli pistolet i jego magiczne noże. Leżały rzucone w kąt. Szybko je pochwycił, a potem rzucił dziewczynie karabin, a sam wziął drugi przewieszając przez ramię. Do plecaka włożył tyle amunicji ile się zmieściło.
    -Dobra prowadź do muru. Albo czekaj... -Złapał ją za ramię kiedy zobaczył granaty. -O cholera to może sie przydać... Skąd wy macie takie rzeczy?

    OdpowiedzUsuń
  9. -Ty tak serio? -Spytał kiedy wskazała mu kryjówkę gdzie trzymali klucz. A potem pokręcił głową z nie dowierzenia.
    -Wyluzuj... -Odsunął się od niej. -Coś taka spięta? -Zmierzył ją wzrokiem. -I tak wszyscy skończymy jak te dziwadła... żrąc własne wnętrzności.
    Magazyn tej grupy wydał się godny uwagi dlatego zaczął w nim szperać. Złapał kilka granatów i włożył do plecaka nie zwracjąc uwagi na swoją towarzyszkę. Przecież nie zawoła tutaj zaraz nikogo ze swojej ''grupy'' bo i tak będzie musiała uciekać z nim czy bez nie będzie mogła tutaj zostać.
    -I jak droga wolna? -Spojrzał na nią podchodząc nieco bliżej okna. Zarzucił na plecy plecak i przeładował broń. Chociaż perspektywa strzelania do ludzi wydawała się znacznie gorsza niż do umarłych... W końcu Levi na swoim koncie nie miał żadnego żywego i wolał by tak zostało. No dobra... Prawie żadnego... Ale przecież tamta sytuacja to był tylko wypadek. A on stchórzył...

    OdpowiedzUsuń
  10. Levi szedł tuż za nią słuchając uważnie odgłosów dobiegających z zewnątrz. Miał tylko nadzieję, że uda się im przemknąć niezauważonym przez obóz, a kiedy się wydostanie pobiegnie czym prędzej do swojej grupy i opowie im o zagrożeniu ze strony Dereka. Bo przecież ktoś taki jak on na pewno nie będzie chciał podzielić się zapasami, a tym bardziej terenem. Będą musieli zabrać campery i gdzieś się przenieść.
    I wtedy zupełnie niespodziewanie zaczęły otwierać się drzwi od magazynu. Levi wytrzeszczył oczy, ale potem wskoczył za stertę pudeł z konserwami.
    -Pst.... tutaj. -Kiwnął do nieznajomej.
    A potem do środka weszło dwóch mężczyzn. Jeden starszy z siwą i długą brodą, a drugi nieco młodszy, dobrze zbudowany. Zaczęli rozmawiać ze sobą.
    -Co Derek kazał zrobić z tym nowym? -Spytał młodszy.
    -Zabić. Ale najpierw chce się trochę poznęcać.
    -A co z Villemijn?
    -Pewnie nieźle się jej dostanie, ale nic poza tym. Derek na nią leci.
    -Dlatego tak się wściekł, że pomogła mu...
    -Mniejsza z tym bierzmy to co potrzeba i spadamy.

    OdpowiedzUsuń
  11. Levi kiwnął tylko głową i stanął tuż za nią. W myślach modlił się by im się udało. Mógł się stawiać, wrzeszczec i bić sie, ale nie dałby rady im wszystkim. Przecież nie był swoim bratem, który spokojnie radził sobie z piątką napastników.
    Wyszli powoli na zewnątrz. Faktycznie nikogo nie było. To chyba jakiś cud, pomyślał. Szedł za nią w stronę muru, który musieli przeskoczyć i cały czas się rozglądał czy nikt ich nie obserwuje. Słyszał jakieś rozmowy i śmiechy, ale nic poza tym.
    Aż w końcu ujrzał mur i od razu odetchnął z ulga. Wystarczy przez niego przejść i będzie wolny. A potem biegiem do obozu... Tylko, że i tym razem nie poszło zbyt gładko. Ponieważ zza starej przyczepy, za którą się schowali wyszła mała dziewczynka ściskająca pluszowego misia.
    -Co robicie? -Spytała niespodziewanie.
    -Co to za dzieciak? -Levi spanikował. No to już po nich.
    -Czy to ten zły pan, którego Derek przyprowadził do obozu? -Wskazała na Leviego. -MAMO! MAMO ONI UCIEKAJĄ!
    -Ja pierdole... Już po nas. Zamknij jej gębę. -Levi założył plecak na dwa ramiona, a potem rozejrzał się po okolicy. Zawsze nieźle szło mu włamywanie się, łażenie po drzewach czy zakradanie się do domów. A do tego przez jakiś czas trenował parkour. Teraz nie żałował, że to robił ponieważ rozbiegł się nieco i obijając się od wystającego pnia ściętego drzewa chwycił się dachu przyczepy i podciągnął do góry. Spojrzał w tył. Jeszcze ich nie widzieli, ale ktoś już kręcił głową nasłuchując dzieciaka. Potem przeskoczył sprawnie na mur i obrócił się w stronę dziewczyny podając jej rękę.
    -Szybko! Zaraz się zorientują!

    OdpowiedzUsuń
  12. Levi spojrzał na dziewczynę. Wiedział, że z nim nie pójdzie. Wolała żyć w obozie i odgrywać męczennicę, ale nie pójdzie z kimś komu nie ufa. Więc po co w ogóle mu pomaga? Chwycił plecak i skinął w jej stronę głową w geście podziękowania. Ich los połączył się tylko po to by pomogła mu uciec i na tym koniec. Nie oglądając się za siebie przeskoczył się przez ogrodzenie i znalazł się po drugiej stronie obozu. Wszystko mogło pójść gładko, ale tak się nie stało.
    Levi po prostu miał talent do pakowania się w kłopoty. Tym razem okrutny los nie zamierzał mu odpuścić tak łatwo. Zrobił kilka kroków chcąc uciekać w stornę lasu, ale nie zauważył dziury w ziemi, którą za pewne wykopali i zastawili ci sami ludzie przed którymi uciekał. Wpadł więc do dołu i gruchnął z całej siły plecami o twardą ziemię. Dopiero po chwili zorientował się jak wiele miał szczęścia. Dno dołu, do którego wpadł naszpikowane było zaostrzonymi pniami. Jeden z nich przebił tylko jego nogawkę od spodni, a drugi plecak.
    -Ty tak serio? -Spojrzał w stronę nieba jakby pytal boga. -Nie no ciebie nie ma... Żaden bóg nie byłby tak popieprzony żeby obudzić zmarłych.
    I wtedy zupełnie jak na zawołanie do środka dołu wpadł sztywny. Nadział się na wystające pale, ale wciąż żył. Wyciągał swoje połamana dłonie w stronę chłopaka. Levi poderwał się gwłatwonie i skoczył na drugi koniec dziury przywierając plecami od ściany. Po chwili w dole znalazł się kolejny sztywny tym razem szybko się pozbierał i szedł w stronę chłopaka.
    Levi wyjął nóż zza paska gotowy do walki. I zupełnie nieświadomy tego, że cała horda zmierza właśnie w jego stronę, a bez pomocy kogoś, kto mógłby podać mu linę nie miał szans na wydostanie się na powierzchnię.

    OdpowiedzUsuń