16 stycznia 2017

[KP] Wilk z Chicago

 
Nicolas Vanhook | dla przyjaciół Nick | syn multimilionera | dziedzic najbogatszej firmy nieruchomości |w związku z modelką Vanessą Portman | uzależniony od papierosów i whiskey | posiada znienawidzony przez ojca tatuaż na karku przedstawiający obumarłe drzewo | członek fundacji przeciwko przemocy wobec zwierząt | imprezowicz | potrafi pięknie grać na fortepianie

19 komentarzy:

  1. Od zawsze wiedziała, że kiedyś wyrwie się z mieściny, w której przyszło jej spędzić dzieciństwo. Potrzebowała od życia czegoś więcej i choć rodzice nie rozumieli tych zachcianek, jakoś przełknęli jej decyzję, wcześniej oczywiście wyrażając swoją niechęć oraz dezaprobatę, lecz nawet to jej nie powstrzymało. Nie nadawała się do takiego życia. Miała dość szarej codzienności, braku możliwości, faktu, że wszyscy się znają i nic nie da się ukryć. Dlatego, gdy tylko skończyła liceum, wyjechała na studia, w nowy nieznany świat.
    Początkowo było ciężko, ale z dnia na dzień szło coraz lepiej. Zaaklimatyzowała się i powoli stawała się miejscową dziewczyną, choć żyłka babki z rancza nigdy w niej całkowicie nie wymarła. Wszystko szło świetnie, aż do niedawna. Ciężko było znaleźć pracę, taką, w której mogłaby wykorzystywać doświadczenie zdobyte na studiach, choćby w minimalnym stopniu. Większość osób szukała ludzi ze stażem i ogromną znajomością branży, której ona jeszcze nie posiadała, jednakże jakimś cudem udało jej się wślizgnąć na stanowisko w jednej z naprawdę dużych firm. Może nie powinna narzekać, a całować ziemię, po której stąpał jej szef, ale ten facet był zwykłym potworem, którego nienawidziła z całego serca. Początkowo sądziła, że chce ją wybadać, sprawdzić ile wytrzyma, ale mijały tygodnie, a jego zachowanie się nie zmieniało. Mogłaby się zwolnić, ale wtedy jej sytuacja uległaby diametralnemu pogorszeniu i prawdopodobnie musiałaby wrócić na ranczo, a do tego nie mogła dopuścić, więc wytrwała.
    Teraz stała przed drzwiami gabinetu szefa, jednakże tym razem w środku nie było starszego mężczyzny, który robił wszystko by utrudnić jej życie. Za chwilę miała stanąć oko w oko z nowym szefem, który mógł być gorszy od poprzedniego, pewnie nawet był. Posłała ostatnie spojrzenie starszej recepcjonistce, która uśmiechnęła się do niej i uniosła kciuk do góry. Jakby to mogło w czymś pomóc…
    Wzięła ostatni głęboki wdech, po czym przybrała profesjonalną minę. Zapukała do drzwi, odczekała chwilę, a następnie wkroczyła do środka. - Przepraszam, że przeszkadzam, ale ponoć chciał mnie pan widzieć. - odparła, zamykając za sobą drzwi i przyglądając się mu uważnie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie tak wyobrażała sobie prezesa. Pan Vanhook, choć bezczelny i do znudzenia perfekcyjny, był przykładem szefa. Postawny, starszy mężczyzna, z mądrością w oczach i wyrazem, który nie pozwalał na sprzeciw. Teraz siedział przed nią jakiś młody, beztroski chłopak, który prawdopodobnie bez pieniędzy rodziców nie zaszedłby zbyt daleko, a śmierć jego ojca była jedyną możliwością otrzymania tak dobrej posadki. Może nie wiedziała o nim zbyt wiele i nie powinna się wypowiadać, ale dałaby sobie rękę odciąć, że wszystko było prawdą. Poza tym, który odpowiedzialny człowiek, zdający sobie sprawę z powagi swojego stanowiska, zadymia tanimi fajkami cały pokój i zamiast skupić się na pracy, słucha jakiś beznadziejnych bełkotów? W dodatku była przekonana, że w obecnej chwili przeglądał jakieś idiotyczne strony internetowe, grał w pasjansa albo pisał z bezmózgimi panienkami. To się właśnie nazywało sprawiedliwością świata…
    Słuchała jego wywodów w milczeniu i z miną bez jakiegokolwiek wyrazu. Jego ojciec nieźle ją wyćwiczył w tych sprawach. Jednakże miała ochotę walnąć tego wyrostka pięścią w twarz. Zaczęła się nawet zastanawiać czy był poczytalny, bo jego zdania nie układały się w składną całość. Najpierw wywód o lenistwie i nieposłuszeństwie, a zaraz później zamówienia jakby była kelnerką? Spodziewała się okropnego traktowania, ale to była lekka przesada. To była jednak firma i tu się pracowało, a nie latało za jedzeniem, więc jeśli on tego nie rozumiał, to zapewne szybko się o tym przekona. Jeśli nie ona go w tym uświadomi, to inni pracownicy, którzy również nie byli zadowoleni z nowego prezesa.
    - Clarissa. Z tego, co pamiętam nie przechodziliśmy na ty i wolałabym, żeby tak zostało. - odparła spokojnym i profesjonalnym głosem, który zdecydowanie nie pasował do jej młodego wieku. - Chciałabym zaznaczyć, że Pizza Hut oferuje dowóz, z którego jestem zmuszona skorzystać, ponieważ nie toleruje pan lenistwa, a ja muszę przygotować kilka papierów. W dodatku za piętnaście minut ma pan spotkanie z nowym inwestorem, który chciałby upewnić się, czy zmiana prezesa nie wpłynie na interesy. Mam nadzieję, że pizza nie wystygnie, chyba że zamierza pan jeść na spotkaniu. - dodała, nieugięcie patrząc mu w oczy. Pan Vanhook dziwnym trafem cenił sobie kontakt wzrokowy i często oberwała za wpatrywanie się w podłogę, więc wyrobiła u siebie kolejną ważną umiejętność. Poza tym nowy szef nie był aż tak straszny. - A teraz przepraszam, ale mam wiele rzeczy do zrobienia. Ah, jeszcze jedno, tutaj nie można palić. - dokończyła i skierowała się do wyjścia. Zamknęła za sobą drzwi i od razu zaczęła dusić powietrze, wyobrażając sobie, że stoi przed nią młody Vanhook.
    - Poproszę wegetariańską… Co to, bar do cholery jasnej? Następnym razem zamówię mu dziecięcy zestaw z McDonalda, idealnie dostosowany do jego wieku umysłowego. W dodatku dadzą mu zabawkę! - jęknęła, na co starsza recepcjonistka wybuchła śmiechem. Miała dość, ale papiery czekały, więc ruszyła do pokoju socjalnego, by skserować co trzeba i przy okazji zamówić pizze. Ciekawe czy mogła poprosić o przeterminowane składniki...

    OdpowiedzUsuń
  3. Gdy zmarł pan Vanhook wszyscy, jednocześnie odetchnęli z ulgą, co prawdopodobnie zbliżyło ich do piekła, jak zwykła mówić sprzątaczka, ale także poczuli strach, bo w końcu lepsze stare zło niż nowe. Clary nienawidziła się za to, że nie czuła straty po jego śmierci, może jedynie współczucie dla jego rodziny. Od zawsze traktował ją jak popychadło, nieważne jak bardzo się starała, ile godzin spędzała w pracy, ile brała nadgodzin… Zawsze znalazł powód, by się na nią wściec. Praca u niego była idealnym odpowiednikiem wojska – stój prosto, patrz mi w oczy, milcz, gdy nikt cię o nic nie prosi… Zastanawiała się, czy jego rodzina również była tak traktowana.
    Po jego śmierci, po firmie od razu rozniosła się plotka, iż zastępcą zostanie jego syn, który mógł okazać się młodszym odpowiednikiem potwora, nawet dwa razy gorszym. W biurze praktycznie nikt nie utrzymywał cieplejszych stosunków z prezesem, toteż nikt nie wiedział zbyt wiele o jego potomku, ale fakt, iż nigdy nie widzieli go w firmie, kazał myśleć, że po prostu się tym nie interesował. Zależało mu jedynie na pieniądzach, które miał z tego otrzymać. Później w budynku pojawił się młody chłopak, z roztrzepotaną fryzurą i skórzaną kurtą, nie wspominając już o trampkach. To był strój, którego pan Vanhook nigdy nie akceptował. Wszystko traktował bardzo poważnie, był wręcz perfekcjonistą, więc nic dziwnego, że jego pracownicy musieli się stosownie ubierać. Każdy mężczyzna nosił garnitur albo przynajmniej koszulę, a kobiety spodnie w kant lub ołówkowe spódnice. To był taki nieoficjalny obowiązek, mundurek.
    Właśnie kserowała kosztorys za ubiegły miesiąc, gdy do pokoju wszedł prezes. Miała ochotę westchnąć, ale powstrzymała się od tego. Jego ojciec nigdy tutaj nie wchodził. Każdemu kazał przychodzić do siebie, chcąc prawdopodobnie za każdym razem udowodnić im swoją wyższość. Fakt, że młody Vanhook pofatygował się tu, odbierała dosyć sprzecznie. Był wrzodem na tyłku, ot co.
    Nie wyglądał jak szef, choć z pewnością nie można było go brać za dostawcę pizzy, biorąc pod uwagę fakt, że ta kurtka kosztowała prawdopodobnie tyle, co jej dwie pensje. Mimo to czuła się jakby była od niego dwa razy starsza. Miała na sobie ołówkową spódnicę i białą koszulę, a do tego czarne szpilki. Obrazek przykładowej asystentki, choć teraz prawdopodobnie powinna przerzucić się na rozciągnięte bluzy i dresy, żeby dopasować się do nowego prezesa.
    - Oczywiście. - odparła, zbierając papiery w równą górkę i kładąc je obok segregatora. Zaczęła szybkim ruchem wsuwać kartki do przygotowanych wcześniej folii, licząc, że mężczyzna jak najszybciej sobie pójdzie. Umiała pracować w stresie, ale irytował ją, po prostu.
    - Myli pan sztywność z pracowitością. To nie jest podrzędny bar, ale firma, która od lat plasuje się wysoko w rankingach. Nie mamy czasu na pogawędki. - odparła, wpinając przy okazji kilka kartek do segregatora, uważnie przyglądając się czy wszystko jest na swoim miejscu. - Radziłabym panu przygotować się na spotkanie, ponieważ pomoc podrzędnej asystentki nie będzie mile odebrana. Spotka się pan ze starszym mężczyzną, którego interesują liczby, a nie miła pogawędka. - dodała, zamykając segregator i spoglądając mu w oczy.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie znała go i prawdopodobnie nie powinna pałać do niego taką niechęcią. Została całkowicie inaczej wychowana. Miała tolerować innych i umieć wybaczać, ale w tym wypadku przezwyciężała raczej nienawiść do jego ojca, którą teraz przelała na niego. W dodatku chłopak przedstawiał cechy, których nie znosiła – był arogancki i rozpieszczony, od zawsze dostawał to czego chciał i z pewnością nie zasłużył sobie na stanowisko prezesa. Oczywiście, nie uważała, że ona na nie zasługiwała, ale do wszystkiego doszła dzięki własnej, ciężkiej pracy. Na wszystko zarabiała sama i nikt jej nie pomagał. Nie miała konta bankowego, na które rodzice przelewaliby ogromniaste sumki. Nie miała opłacanego mieszkania i zagwarantowanego miejsca pracy. Prawdopodobnie przez to nie potrafiła obdarzyć go należytym szacunkiem, ale próbowała.
    Kiwnęła jedynie głową i wróciła do składania papierów. Ten surowy ton głosu minimalnie przypomniał jej o dawnym prezesie i o miejscu jakie zajmowała w tej firmie. Miała być posłuszna i pracowita, nic ponadto. Od razu mimowolnie się spięła, a usta zacisnęła w cienką linię, aby przypadkiem nie zacząć znowu się wymądrzać. Dzisiaj z pewnością odrobinę się zagalopowała.
    Zmarszczyła brwi i spojrzała mu w oczy, doszukując się jakiegoś drugiego dna w tej wypowiedzi. Musiała się przesłyszeć, przecież to zdanie było nieprawdopodobne, a ton jego głosu zbyt szczery. Nic nie odpowiedziała, a jedynie niepewnie kiwnęła głową.
    Szybko założyła żakiet, a następnie posłała lekki uśmiech recepcjonistce, po czym ruszyła za chłopakiem do sali konferencyjnej. Już wcześniej zdążyła poznać obu mężczyzn, więc nie stresowała się aż tak bardzo. W dodatku potrafili być bardzo towarzyscy, w szczególności w obecności kobiet, co momentami bywało irytujące, ale nie byli natrętni, więc była w stanie to tolerować.
    Weszła do środka, skupiając całą uwagę na siedzących już mężczyznach, którzy czym prędzej wstali.
    - Jak mniemam, Nicolas Vanhook? - Greg skierował uważne spojrzenie na młodego prezesa. Clary naprawdę chciała wiedzieć co takiego chodzi mu po głowie, ale siwiejący mężczyzna świetnie maskował emocje i potrafił wszystkich zaskoczyć. Jego wspólnik był szpakowatym brunetem, odrobinę młodszym i bardziej ludzkim, jeśli można to tak nazwać.
    - Pomińmy zbędne przedstawienie. - stwierdził Frank, a następnie skierował wzrok na dziewczynę, posyłając jej lekki uśmiech, który bez wahania odwzajemniła.
    - Obawiałem się, że zmiana prezesa wpłynie również na zmiany w personelu, ale cieszę się, że znowu możemy się spotkać. - Frank jak zwykle nie skąpił jej miłych słów, aczkolwiek nie chciała zbytnio przeciągać tego spotkania. Były ważniejsze rzeczy do omówienia.
    - Ja również. Może usiądziemy? Chyba że chcieliby panowie wcześniej się czegoś napić. - zaproponowała, posyłając im wszystkim pytające spojrzenie. Powinna czuć się odrobinę skrępowana, ponieważ była jedyną kobietą w pomieszczeniu, lecz dużą rolę odgrywało tu chyba jej twarde wychowanie i czuła się całkiem pewnie.

    OdpowiedzUsuń
  5. Słysząc jego ostry ton, posłała mu zdziwione spojrzenie, ale posłusznie usiadła po jego prawej stronie, tak, że naprzeciwko siebie miała obu starszych mężczyzn. Nie wiedziała, co się dzieje i nie podobała jej się wizja tego spotkania. Jednakże nie miała prawa głosu, więc siedziała cicho i po prostu obserwowała. Nowy prezes w końcu zaczął przypominać starego i wreszcie dostrzegła w nich podobieństwo w kwestii wyglądu. W obecnej chwili jego oczy do złudzenia przypominały oczy jego ojca, pełne determinacji, dominacji i zawziętości. Musiałaby skłamać, jeśli powiedziałaby, że przez jej ciało nie przepłynęła strużka strachu.
    Słuchała jego wypowiedzi i miała ochotę cicho westchnąć. Gdzie strategia, gdzie plan? Przy jego ojcu wiele się nauczyła, stawiał wymagania i żądania dzięki którym jej poziom umiejętności przerastał ludzi, którzy znajdowali się w innych firmach na podobnym stanowisku. Mimo stresu nawet jej to odpowiadało. Zawsze chciała się kształcić, może nie w takich warunkach, ale przynajmniej osiągała cel. Chłopakowi brakowało doświadczenia i nawet jeśli ojciec wcześniej próbował przygotować go do tego zadania, on musiał nauczyć się wszystkiego na własnej skórze, tak działał ten świat.
    Jeśli chłopak sądził, że mógł zastraszyć Grega, był w dużym błędzie. Clary była świadkiem wielu wzrokowych bitew, które stoczył tu były prezes ze wspomnianym inwestorem. Freeman miał za sobą lata doświadczenia i przebiegłość, której mało komu brakowało. Potrafił przemienić się z czarującego faceta w kogoś bezwzględnego. Nie trzeba nawet wspominać o fortunie, którą zdobył. Był jednym z najbogatszych ludzi w kraju, dlatego poniekąd zajmował się inwestycjami. Frank to co innego, był mniejszą rybką w tym biznesowym świecie, łatwiej było go przekonać, a nawet pokonać. W jego oczach dostrzegła cień zwątpienia po zarzutach jakie usłyszeli. W oczach Grega dostrzegła pustkę, która ją przeraziła, a uniesiony kącik ust spotęgował to uczucie.
    Frank już miał się odezwać, jednakże Greg podniósł rękę, uciszając go tym jednym skromnym gestem. Rozpiął guzik marynarki i rozsiadł się wygodniej na krześle. - Chłopcze, powinieneś o wiele bardziej wgłębić się w niektóre warunki naszej umowy. Rozumiem, że coś, co zawiera dwadzieścia stron, mogło cię przerazić, ale zawierało również bardzo dużo uściślonych rzeczy. Skoro chciałeś wyrzucać te oskarżenia, powinniśmy również zaprosić wykonawców i podwykonawców oraz oczywiście pzoostałych inwestorów, ponieważ nie odpowiadam w całej mierze za wszystkie wymienione projekty. Sprawy te są również odrobinę przedawnione, więc niestety, w części tych przypadków, okres zgłaszania nieścisłości niestety już minął, zbyt późno chyba zostałeś prezesem. - mężczyzna wziął głębszy oddech i posłał chłopakowi spojrzenie, świadczące o tym, że jeszcze nie skończył tej rozmowy. - Moja rola w dużej mierze jest taka, że kładę pieniądze, które niestety nie zawsze mi się zwracają, takie ryzyko. Sprzedajecie te wszystkie domy i hotele, ale w umowie jasno zgodziliśmy się na to, że odpowiedzialność w kwestii terminów leży po obu stronach, ponieważ obaj z twoim ojcem zgodziliśmy się trzymać rękę na pulsie. Prawdo Clarisso? - spojrzał na nią tym szyderczym wzrokiem, a ona miała ochotę skulić się w sobie, ale powstrzymała się od tej obronnej reakcji.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wyprostowała się na krześle i przełknęła gulę stojącą w jej gardle. Nie przepadała za swoim szefem, ale musiała go bronić, nawet jeśli to oznaczało wrogość siwiejącego mężczyzny. Jeśli chciał zastraszyc Grega powinien znaleźć coś więcej, coś mocniejszego. Ten zimny mężczyzna był całkiem dobry w bitwach na paragrafy. Trzeba było szukać zwycięstwa na innym polu.
      - W pewnym sensie tak, aczkolwiek miałabym kilka uwag w tej kwestii. Jak pan sam przyznał, odpowiada pan za kwestię finansowe, a zdarzały się przypadki, gdy opóźniał pan przelanie potrzebnych kwot, co skutkowało również opóźnieniem prac. Zgadzam się z tym, że nie jest pan w stu procentach winny opóźnieniu, że jeśli chcemy wysuwać konsekwencje, nie możemy zwracać się jedynie do pana, ale pan również jest winny. My w pewnym stopniu także. - odparła, zgodnie z prawdą. Zdawała sobie sprawę, że może zdenerwować Grega, ale także nowego prezesa, jednakże nie mogła kłamać.


      [ Wybacz, muszę skończyć z oglądanie tych wszystkich firmowych seriali, bo wkręcam się w te biznesowe wojny. :D ]

      Usuń
  6. Była zaskoczona i miała ogromny mętlik w głowie, ale nic więcej nie powiedziała. W dużej mierze żałowała, że się tu znalazła, że była światkiem tego wszystkiego. Nie chciała mieszać się w takie sprawy, w te wszelakie gierki, do których nie chciała się zniżać. Nienawidziła takiej formy działania. Teraz już w ogóle nie wiedziała jaki w rzeczywistości był nowy prezes. Co takiego chciał udowodnić poprzez tak duży krok? Jakie wrażenie chciał wywrzeć? Nie znała odpowiedzi na te pytania, a w dodatku sama nie wiedziała, na jakiej pozycji teraz go umieściła. Stał się jeszcze większą niewiadomą, ale była ciekawa co pomyślną inni pracownicy. W końcu mieli większe doświadczenie od niego i od niej. Znali się lepiej na rzeczy i mogli sprawiedliwie wszystko osądzić.
    Spoglądała na Grega, który z kolei spojrzał na swojego wspólnika, skinął głową, a następnie wziął do ręki długopis i podpisał co trzeba. Clary przyglądała się mu uważnie, ale jak zwykle idealnie maskował emocje. Właściwie nie powinna doszukiwać się wściekłości i zawiedzenia. Prawdą było, że ta suma go nie zniszczy, a zerwanie umowy z tą firmą nie wpłynie tragicznie na jego interesy. Wielu producentów ubiegało się o jego współpracę. Bardziej obawiała się jego dumy i ewentualnej chęci zemsty. W takim wypadku mieliby poważne problemy, ponieważ Greg był wrogiem, z którym należało się liczyć, a kilka luk w paragrafach, które znalazłby nowy prezes na nic by się nie przydało. Wtedy potrzebowaliby czegoś o wiele lepszego.
    Z drugiej strony, w pewnym stopniu jej zaimponował. Na jego miejscu pewnie by tak nie postąpiła, ale wykazał się czymś więcej, uwagą i sprytem, o które niestety go nie podejrzewała. Bała się jednak, że obie te cechy upodobnią go do ojca, a tym samym w firmie zapanują jeszcze gorsze klimaty niż wcześniej. Nie chciała dalej przeżywać piekła, jakie jej zgotowano, ponownie być traktowaną jak śmieć…
    Wreszcie Greg skończył zajmować się papierami i wstał, a Frank po chwili zrobił to samo. Clary również czym prędzej podniosła się z krzesła, bo tak nakazywała etykieta. Wiedziała, że przyjacielskie stosunki zniknęły w chwili, w której nie stanęła po jego stronie i nie przyznała mu całkowitej racji. W sumie nie powinien się jej dziwić, nie był jej szefem, a było oczywistym, że stanie po stronie prezesa.
    - Moja asystentka się z tobą skontaktuje, liczę, że szybko dokończycie niezbędne procedury. - jego głos był rzeczowy, wręcz zbyt profesjonalny. Widziała jak tętnica na jego szyi pulsuje, to była jedyna oznaka jakichkolwiek emocji.
    - Oczywiście. - odparła, utrzymując z nim kontakt wzrokowy, a następnie przenosząc spojrzenie na Franka, który jedynie skinął jej głową. Odpowiedziała tym samym, a następnie obaj mężczyźni odeszli od długiego stołu.
    - Życzę udanych interesów. - słowa Grega miały jakiś większy sens, ale nie mogła zrozumieć jaki. Nie dał jej nawet czasu do namysłu, ponieważ po tych słowach obaj mężczyźni opuścili pomieszczenie, zamykając za sobą drzwi. Chwilę patrzyła na miejsca, które opuścili, zastanawiając się dokąd ich to wszystko zaprowadzi. Zdecydowanie potrzebowała odpoczynku i jakiegoś mocnego trunku, ale na to drugie musiała poczekać do wieczora.
    - Będę jeszcze w czymś potrzebna? - zapytała, opanowanym tonem.

    OdpowiedzUsuń
  7. Jedno spojrzenie na prezesa wystarczyło, by przekonała się, że akurat on nie żałował tej decyzji. Najwyraźniej dobrze to sobie przemyślał i żałowała, że wcześniej nie zdradził jej swoich planów. Nie potrafiła zrozumieć po co ją tu zaciągnął. Jeżeli w ten sposób zamierzał wzbudzić w niej strach i respekt, to w dużej mierze mu się udało. Nie był już jedynie rozpieszczonym nastolatkiem, który nie wie nic o prowadzeniu firmy. Zaczęła dostrzegać w nim zadatki na dobrego biznesmena, choć może nie tyle co dobrego, a raczej sprytnego i nieugiętego.
    Słysząc jego odpowiedź, miała ochotę westchnąć ze zrezygnowania, ale jedynie skinęła głową i zajęła swoje miejsce przy stole. Nie wiedziała co jeszcze planował i przez to odczuwała strach i niepewność. Dowiódł, że jego pomysły nie będą się jej podobać, ale najwyraźniej nie zamierzał pytać jej o zdanie. W dalszym ciągu była asystentką, która nadawała się do robienia kawy. Jego ojciec może i nie pytał jej o zdanie, ale dawał jej zadania. Często trudne, a momentami nawet niemożliwe do wykonania, aczkolwiek tego chciała. Wyzwań i ciężkiej pracy. Pragnęła się rozwijać, a przysłuchiwanie się jak młody facet znajduje haki na innych, zapewne do niczego jej się nie przyda.
    Poczuła się odrobinę urażona jego pytaniem. Jeśli miał jakieś zarzuty co do jej pracy, chciała, aby powiedział jej to wprost, jednakże mimo wszystko postanowiła odpowiedzieć.
    - Nie miałam znajomości ani bogatych rodziców. Potrzebowałam stypendium, a do tego potrzebne były mi świetne oceny. Skończyłam studia z naprawdę dobrym wynikiem i to nie jest czysta pycha, po prostu wiem ile musiałam się natrudzić. Dzięki temu miałam dobry start i kilka interesujących staży. Później profesor z uczelni powiedział o tym, że szukacie pracowników. Nie wahałam się i od razu wysłałam wszystkie niezbędne papiery. Znalazłam się w małej grupie, którą wybrał pan Vanhook. Z naszej trójki wybrano mnie. - opowiedziała, przypominając sobie jak długą i krętą drogę musiała pokonać, żeby się tu znaleźć.


    [ Te nowe pomysły są świetne. *.* ]

    OdpowiedzUsuń
  8. Jego entuzjazm wydawał się szczery, aczkolwiek obawiała się, że każda jego wypowiedź ma drugie dno. Jeśli był podobny do ojca, to tak właśnie było. Jednakże jakiś dziwny głosik w głowie podpowiadał, że to był prawdziwy podziw, a nie udawany. Może powinna, chociaż w minimalnym stopniu go poznać, a przynajmniej spróbować? Porównywanie go do ojca i szukanie ich wspólnych cech, mogłoby się źle skończyć.
    - Nie, dziękuję. - odparła, spoglądając na napełniającą się filiżankę. Kawa z pewnością nie uspokoiłaby jej skołatanych nerwów, a najprawdopodobniej wszystko by pogorszyła. W dalszym ciągu nie wiedziała czemu się tu znajduje i do czego miało doprowadzić to jego małe przesłuchanie.
    Słysząc jego pytanie, zmarszczyła brwi, nie rozumiejąc, o co mu dokładnie chodzi. Dopiero gdy rozwinął temat, wszystko stało się jaśniejsze. Musiała poważnie zastanowić się nad odpowiedzią, nim rzuci coś nieprzemyślanego. Często bywała porywcza i tym razem wolała ugryźć się w język, niż odpowiedzieć coś uszczypliwego.
    - Robert jest mimo wszystko świetnym pracownikiem. Był pewnego rodzaju doradcą przy rekrutacji, więc to w dużej mierze dzięki niemu tu pracuje i mam u niego spory dług wdzięczności. Cora potrafi być szczera do bólu, ale jest dla mnie jak starsza siostra. - powiedziała, co oczywiście nie było odpowiedzią na jego pytanie, ale czuła, że musi stanąć w obronie kolegów z pracy. Pomimo napiętej sytuacji, pracownicy całkiem dobrze się dogadywali.
    - A ile ja panu daje? Nie wiem, proszę zapytać za tydzień, jeśli wciąż będzie pan tu pracował. - odpowiedziała wreszcie, licząc, że taka opinia mu wystarczy, ponieważ nie miała innej.

    OdpowiedzUsuń
  9. - Obiecuję, że będę bardzo szczegółowa. - odparła, posyłając mu lekki uśmiech i w dalszym ciągu próbując znaleźć jakieś ukryte motywy jego działania. Chciała wiedzieć po co ją tu trzymał, ale wolała nie pytać o to wprost.
    Jego pytanie zbiło ją odrobinę z tropu. Przygryzła dolną wargę, próbując opóźnić swoją odpowiedź. Nie chciała nagabywać na nikogo z firmy, choć co prawda nie za wszystkimi przepadała, aczkolwiek Robert był miłym typem i przyjemnie się z nim rozmawiało, pomimo dziwnego poczucia humoru. Jednakże nie pochwalała jego zachowania i wiedziała, że nie tylko on ostatnio nie przykłada się wystarczająco do pracy. Część pracowników w pewnym sensie się rozbestwiła po śmierci prezesa. Chcieli zrobić na złość nowemu szefowi, przetestować jego wytrzymałość i inne bzdety, o których nawet nie chciała słuchać. Większość z nich pracowała tu od dawna i zdawali sobie sprawę, że zwolnienie ich wpłynęłoby niekorzystnie na firmę, mogliby na przykład udać się do konkurencji i sprzedać sekrety firmy…
    Robert był jeszcze trudniejszym zawodnikiem. Wiedział, że nie można się go tak łatwo pozbyć i najwyraźniej to wykorzystywał. Liczyła, że pracownicy jak najszybciej się opamiętają i zrozumieją, że nie są bezkarni, a zmiana prezesa nie oznacza, iż powinni zacząć się lenić i przestać przykładać do swoich zajęć. Wątpiła, aby chcieli powrotu ciężkiej ręki i tyrania po godzinach.
    - Zależy mu, jestem pewna, że jeszcze doceni pan jego wkład w firmę. - odparła, choć wiedziała, że nie o to ją pytał. Wahała się chwilę, ale wreszcie zmusiła się do dalszego mówienia. - Musisz trochę poczekać, szacunek zyskuje się z czasem, poprzez działania. - dodała, tym razem zwracając się do niego na „ty”, gdyż nie była to rada do szefa, ale do chłopaka, który musiał jeszcze zrozumieć sytuację, w której się znalazł.


    [ Impreza urodzinowa brzmi dobrze. Odbędzie się po tym "pierwszym" dniu pracy, czy zrobimy ją za jakiś czas? ]

    OdpowiedzUsuń
  10. Może wszyscy jednak się mylili, a syn mimo początkowych założeń, był bardziej podobny do ojca niż sądzili? Poważnie się nad tym zastanawiała. Nie chciała, żeby w firmie zapanował nowy terror, ale właściwie nie miała na to wpływu. Nick był bardzo zmienny, momentami wydawał się miły i przyjacielski, jak kompletne przeciwieństwo dawnego prezesa, jednakże momentami drastycznie go przypominał, nawet ton głosu mieli podobny. Miała nadzieję, że to obawy zaburzają jej racjonalny osąd sytuacji i Nicolas nie okaże się potworem.
    Skinęła głową, już wyobrażając sobie niechęć pracowników co do zebrania, ale bardziej przerażała ją ich reakcja na wiadomość, o tym, iż od teraz będą musieli pracować w soboty. Co prawda niektórzy przychodzili również w weekendy do pracy, przynajmniej za czasów jego ojca. Chcieli nadgonić z robotą, wykazać się i może trochę udobruchać szefa, żeby w tygodniu nie znęcał się nad nimi aż tak bardzo. Jednakże były to nieliczne jednostki. Teraz praca w soboty u nikogo nie była mile widziana, a fakt, że będzie to obowiązkowe, zdecydowanie źle na nich wpłynie, ale może to była dobra decyzja. Wszyscy potrzebowali motywacji i mocnego kopniaka w tyłek, żeby się obudzić z tego chwilowego transu. Wreszcie do nich dotrze, że to nie są żarty.
    - Oczywiście. Wróci pan później jeszcze do firmy, gdyby ktoś chciał się z panem pilnie spotkać? Chciałabym też wiedzieć, czy jeszcze będę potrzebna na tym zebraniu, jeśli nie, to mogłabym zająć się już sprawami związanymi z panem Freemanem i rozwiązaniem umowy. - znów zmieniła się w pracowitą asystentkę, a jej ton nie był już tak rozluźniony, lecz profesjonalny.

    [ Świetnie, mi pasuje. ]

    OdpowiedzUsuń
  11. Spojrzała w stronę szafek, a w jej głowie od razu pojawił się obraz pracy do późnych nocy. To zajmie wieczność, ale w końcu porządek w papierach powinien być. Odnotowała sobie, żeby przygotować więcej kawy, bo w przeciwnym razie zaśnie na podłodze nim skończą przynajmniej połowę roboty. Nowy prezes najwyraźniej zamierzał przez najbliższy czas włączyć u wszystkich największe obroty, ale może to i dobrze. Wiedziała, że wszyscy będą przepracowani, ale firma musiała dobrze prosperować, tego się od nich oczekiwano. Właśnie dlatego znajdowali się na liście najlepszych. Dobrych not nie dostaje się za nicnierobienie.
    Nim zdążyła odpowiedzieć i zapewnić, że sprawa z ich byłym inwestorem zostanie jak najszybciej zamknięta, rozdzwonił się jego telefon. Zacisnęła więc usta w cienką linię i przyglądała się prezesowi, który nie patrzył zbyt radośnie na ekran, a koniec końców odrzucił połączenie. To nie była jej sprawa, więc od razu skupiła się na jego kolejnych słowach.
    Otworzyła szerzej oczy, ale nie miała nawet okazji zaprotestować, bo ten wstał od stolika i zaczął zbierać swoje rzeczy. Była umówiona. Wcześniej nie wiedziała, że będzie musiała pracować w soboty, ale i tak nie zamierzała rezygnować ze swoich planów. Rozumiała jego idee pracowania w weekend, w pewnym stopniu ją popierała, ale nie mogła przecież całkowicie odciąć się od życia prywatnego, którego i tak praktycznie nie miała.
    - Zadzwonię do Richarda. - odparła, zaciskając dłonie w pięści, żeby powstrzymać się do jakiegoś komentarze. Byłą gotowa go polubić, ale teraz miała ochotę go walnąć. Nie chodziła zbyt często na imprezy, na ostatniej była jakieś trzy miesiące temu i teraz znowu miała poświęcić się dla pracy? Niedoczekanie…

    OdpowiedzUsuń
  12. Skinęła jedynie głową, odnotowując w głowie wszystkie zadania i odprowadziła go wzrokiem. Nie miała najmniejszej ochoty robić żadnej z tych rzeczy. Za to, gdyby tylko mogła, z ogromną przyjemnością kopnęłaby go w krocze. Była jego asystentką, więc zwalał na nią najgorszą robotę, ale o pracy w sobotę albo chociażby o zakazie brania urlopów mógłby osobiście poinformować pracowników. Miała jednak pewność, że ci pomimo tego, że pierwszą falę złości skierują na nią, później przejrzą na oczy i dobiorą się do prawdziwego sprawcy. Przeczuwała też, że wszyscy zaczną wykorzystywać swoje znajomości lekarskie i niebawem zaczną się zwolnienia zdrowotne, których niestety nie można było im odmówić.

    Wstawanie do pracy w sobotę było dosyć dziwnym uczuciem. Co prawda nieraz już robiła nadgodziny, jednakże wtedy robiła to w dużej mierze własnowolnie. Teraz miała świadomość, że to jej obowiązek i była odrobinę zmieszana. Niechętnie wyszykowała się do pracy i wypiła duży kubek czarnej kawy, by pobudzić się przed tym co niebawem miało nadejść.
    Weszła do firmy, witając się z ochroniarzem i przy okazji zostawiając dla niego kanapkę. Od czasu do czasu przygotowywała dodatkowe śniadanie, ponieważ z tego, co opowiadał Harry, jego żona ostatnio próbowała zadbać o jego zdrowie i dawała mu samą zdrową żywność. Clary pewnie powinna trzymać się jakiegoś babskiego kodeksu i nie dokarmiać ochroniarza, ale nie mogła się powstrzymać. W jej rodzinnych stronach mówiono, że facet musi porządnie jeść, nie uznawano w tym wypadku jakichś diet.
    W ostatniej chwili zdążyła podbiec do windy i wślizgnąć się do środka nim drzwi się zasunęła. Widząc kto jest w środku, doszła do wniosku, że jednak mogła poczekać. Teraz już było za późno.
    - Dzień dobry. - powiedziała, posyłając mężczyźnie pozbawiony emocji wzrok, po czym przeniosła go na dziewczynę, przysuwając się do niej odrobinę.
    - Trzymaj. Miałam kawę dla Harry’ego, ale nie chciał. Rozbudzi cię. - odparła, podając dziewczynie kubek i posyłając jej lekki uśmiech. Nie mogła winić jej za zły humor. W końcu musiała pracować w soboty, a Fransis z pewnością nie była typem pracusia.

    OdpowiedzUsuń
  13. Co prawda miała wielką ochotę rzucić w jego stronę jakiś niewybredny komentarz, ale się powstrzymała, nie zamierzając zniżać się do tak dziecinnego poziomu. Poza tym w dużej mierzy rozumiała obowiązek pracowania w soboty i nie negowała tego aż tak bardzo, jak inni pracownicy. Była na niego zła za coś innego. Dokładniej za to, że kazał jej zostać w pracy do końca, by zamknęła. Sam zapewne zamierzał zmyć się jak najszybciej. Nie wyglądał na takiego, który w soboty chce siedzieć dłużej. Może i przyszedł, ale wciąż nie oczekiwała po nim zbyt wiele. Przez niego musiała wczoraj napisać do znajomych i wytłumaczyć, że się odrobinę spóźni, ponieważ musi zostać w pracy dłużej i jeszcze popędzić do domu, by przebrać się w normalne ciuchy i wziąć prysznic. On z pewnością ucieknie szybciej i pójdzie się zabawiać…
    Wzruszyła jedynie ramionami w odpowiedzi na komentarz dziewczyny i oparła się o ścianę windy. Nie przyjaźniła się z Fransis. Były jedynie koleżankami z pracy, a ich rozmowy ograniczały się do tych podczas spotkań w windzie. W gruncie rzeczy nie miały zbyt wielu wspólnych tematów. Zbytnio się różniły.
    - Cześć. - odparła na widok Davida, posyłając mu lekki uśmiech. Lubiła go, pomimo tego, że bywał typowym podrywaczem. W szczególności, gdy pojawiała się jakaś nowa ofiara. Ją też zaatakował podczas pierwszych dni pracy, jednakże jej nie kręcili podrywacze. Teraz ograniczył się jedynie do żartobliwych flirtów, a oboje wiedzieli, że są bez pokrycia. Clary czasami nie wiedziała jak jego narzeczona z nim wytrzymuje…
    - Przyznaj się David, jesteś zadowolony z takiego obrotu spraw. Gdybyś mógł, pewnie zamieszkałbyś w firmie. - odparła żartobliwie, puszczając do niego oczko. Dostrzegła pewną niechęć, którą szef darzył Davida i biorąc pod uwagę jej złość na szefa, teraz była skłonna stanąć po stronie podrywacza.

    OdpowiedzUsuń
  14. Słysząc tą nieprzemyślaną uwagę, spojrzała na Davida skonsternowana, marszcząc lekko brwi. On już taki był i chyba wszyscy powinni się do tego przyzwyczaić. Prawdopodobnie lubił zwroty akcji i po prostu je zapewniał. W jego towarzystwie ciężko było się nudzić, ale równie trudno było całkowicie się rozluźnić. Nigdy nie było wiadomo co zrobi, ani co powie.
    Zerknęła na wychodzącą koleżankę i musiała zwalczyć w sobie chęć pójścia za nią. Co prawda to nie było jej piętro, ale stanie w ciasnej windzie z dwoma mężczyznami, pomiędzy którymi strzelały jakieś nieprzyjemne iskry, nie było jej wymarzonym sposobem spędzania czasu. Jednakże niestety nie miała powodów, by wysiąść akurat na tym piętrze, gdyż nie miała tu nic do roboty. Zawsze mogła powiedzieć, że musi do toalety, a ta na ich poziomie jest zepsuta lub coś równie dziwnego, lecz wiedziała, że bardzo łatwo mogliby to sprawić, a ona nie chciałaby później się tłumaczyć. Dlatego też skrzyżowała ręce na piersi i przeklinała windę, że akurat dzisiaj tak wolno jedzie.
    Spojrzała teraz na swojego prezesa, miażdżąc go wzrokiem za to, że po prostu nie mógł usiedzieć cicho. Miała ogromną ochotę mruknąć pod nosem „Faceci”, co z pewnością w jej wykonaniu zabrzmiałoby jak obelga, lecz zacisnęła tylko usta, ponieważ takie zachowanie byłoby bardzo nieprofesjonalne.
    Jednak w jednym miał rację. Wszyscy bali się jego ojca. Był postrachem, z którym nie mogli walczyć, ponieważ nie mieli szans już na starcie. Każdy robił to co szef powiedział, nieważne czy się z tym zgadzał, czy nie. Nikt nie dyskutował, nie pyskował. Po prostu zabierał się do roboty. Nie chciała do tego wracać. Nie chciała znowu być czyimś popychadłem i czuć się jak coś bezwartościowego.
    Wyprostowała się, słysząc swoje imię. Nie podobało jej się, że mówił do niej po imieniu, ale przynajmniej nie używał zdrobnienia. Chciała, żeby ich stosunku były jak najbardziej profesjonalne. Tym razem jednak nie zamierzała się z nim kłócić. Zatrzymała się przy wyjściu z windy i spojrzała na Davida. Posłała mu lekki uśmiech, a widząc pytanie w jego oczach, jedynie wzruszyła ramionami. Czasami nie wiedziała co miał na myśli.
    - Oczywiście. - odparła krótko i wyszła, stając obok prezesa. - Może zrobię panu wpierw kawy? - zapytała uprzejmie, przy okazji przypominając mu, że nie zeszli na „ty”. Potrafiła być upierdliwa i szczegółowa.

    OdpowiedzUsuń
  15. Usiadła na wolnym krześle, naprzeciwko jego biurka i zaczęła przyglądać się swoim dłonią, spoczywającym na kolanach, jakby chciała zadać im jakieś pytanie. W spokoju czekała, aż prezes wyda jakieś konkretne polecenia, nie mogła się mu przecież narzucać. Uniosła spojrzenie, dopiero gdy w pokoju rozbrzmiała muzyka. Nijak tego nie skomentowała, ponieważ cóż właściwie mogła powiedzieć? Gabinet można było porównać do samochodu, dobór muzyki należał do właściciela.
    Pokiwała głową i już zaczęła się podnosić, gdy odezwał się ponownie. Znowu spoczęła na swoim krześle i przyglądała się mu niepewnie, nie wiedząc zbytnio co może oznaczać ten jego uśmiech. Jego pierwsze słowa ją zaskoczyły i odrobinę zbiły z tropu. Nie rozumiała, dlaczego chciał sam zrobić kawę, skoro to było jej zajęcie, ale nic nie opowiedziała. Jedynie zacisnęła usta, gdy oświadczył, że musi dzisiaj szybciej wyjść. Niektórzy też tego chcieli, ale cóż, nie każdy był swoim szefem…
    - Nie chcę kawy, dziękuję. - odparła, prostując się na krześle, jakby nagle ktoś przywiązał ją do deski. Nie był od niej wiele starszy, nie potrafiła, więc obdarzyć go należytym szacunkiem i respektem, którym darzyła jego ojca, a co za tym idzie, musiała powstrzymywać się od kąśliwych uwag i przypominać sobie, że teraz on tu rządzi.
    Wreszcie wstała i zabrała się do roboty, chcąc skończyć to wszystko jak najszybciej i wymyślić przy okazji jakiś sposób, by pracować w pokoju socjalnym, bez jego przytłaczającej obecności i czujnego spojrzenia.

    OdpowiedzUsuń
  16. Wcześniej zakładała, że sobota w pracy będzie naprawdę fatalnym dniem, pełnym jęków, zrzędzenia i niezadowolenia, jednakże po pewnym czasie pracownicy odrobinę się uspokoili, a z niektórymi dało się nawet pożartować. Co prawda zdarzali się i tacy, którzy mordowali wszystkich wzrokiem, jakby to oni byli winni ich nieszczęścia. Niektórzy nie potrafią zapewne robić dobrej miny do złej gry, ponieważ w obecnej sytuacji tak właśnie trzeba było postąpić. Musieli doszukać się pozytywów, choć z pewnością było ich niewiele.
    Odstawiła na bok segregatory i ruszyła w stronę jego gabinetu. Zapukała, po czym weszła do środka. W dalszym ciągu czuła resztki dezorientacji, gdy na fotelu prezesa siedział syn, a nie ojciec. Tak jakby coś tu dalej nie grało i nie pasowało do obrazka.
    – Oczywiście, przecież tylko ty masz życie prywatne. – bąknęła cicho pod nosem, nie mogąc się powstrzymać. Na szczęście to był praktycznie niedosłyszalne szept, toteż wątpiła, by szef ją usłyszał, chociaż w sumie chyba teraz niespecjalnie się tym przejmowała. Pewnie powinna się do tego przyzwyczaić. To był młody chłopak, a nie biznesmen z krwi i kości, który przekłada pracę ponad wszystko. Taki był jego ojciec, a syn najwyraźniej nie odziedziczył tej cechy, choć co ona tam wiedziała...
    – Dobrze, a teraz przepraszam, ale muszę zejść do archiwum. Życzę miłego weekendu. – odparła zimno, zgarniając z biurka kluczyki i wychodząc jakby się za nią paliło. Tym razem odłożyła na bok profesjonalizm i zamieniła się w pracownika, któremu zdecydowanie nie podobała się praca w soboty i zostawanie po godzinach. Od czasu do czasu chyba też mogła sobie ponarzekać.



    Wszystko dłużyło się w nieskończoność i gdy wreszcie mogła zamknąć firmę, nie była pewna czy ma ochotę na imprezę. Dawno jednak na żadnej nie była i potrzebowała chwili spędzonej ze znajomymi. Poza tym stęskniła się już za Jackiem. Pojechała więc szybko do mieszkania i uszykowała się w rekordowym tempie. Firmowy strój zamieniła na czarną rozkloszowaną, wiązaną na szyi sukienkę i nałożyła lekki makijaż. Gdy pojawiła się na miejscu, impreza trwała już od jakiejś godziny, ale przynajmniej wszystko się rozkręciło, żałowała jedynie, że tym razem nie mogła w niczym pomóc.
    Zapukała, a za chwilę w drzwiach pojawiła się wysoka rudowłosa dziewczyna, która posłała jej promienny uśmiech. – Clary! – pisnęła, tak że chyba pękły jej bębenki, ale odwzajemniła uśmiech przyjaciółki i uściskała ją, przy okazji wchodząc do środka. – Znalazłam zgubę! – krzyknęła, na co Clary pacnęła ją w ramie i posłała mordercze spojrzenie. Nie lubiła zwracać na siebie szczególnej uwagi.

    OdpowiedzUsuń
  17. Spięła się na dźwięk znanego głosu i minęło kilka sekund, nim zdecydowała się odwrócić głowę w tamtą stronę. Wpierw błagała w myślach los, by to był ktoś inny, później zaczęła przeklinać wszechświat, a gdzieś pomiędzy obiecywała, że udusi Nicka, za to, że nie dawał jej spokoju nawet podczas czasu wolnego. Wreszcie spojrzała na niego, świdrując go obojętnym wzrokiem, choć pod tą powierzchowną maską spokoju, czaiły się iskierki gniewu i rozdrażnienia. Nie, dla niej ta sytuacja wcale nie była zabawna.
    – Użyłabym chyba innego przydomka. – stwierdziła, jakby się nad czymś intensywnie zastanawiała.
    – Świnia wydaje się zbyt łagodne. – dokończyła, posyłając mu wymuszony i nieszczery uśmiech.
    Nie była w pracy. Skoro zamierzał ją dręczyć nawet teraz, nie musiała być dla niego miła. To nie była firma, a ona nie była teraz jego asystentką. W pracy oczywiście musiała okazywać mu szacunek, w końcu był jej szefem, nie wspominając już o tym, że płacił jej pensje. Może powinna być bardziej rozważna i powstrzymać swój cięty język, ponieważ takie zachowanie mogło przynieść jej więcej problemów, których z pewnością nie potrzebowała, ale nie mogła się powstrzymać. Wciąż nie wybaczyła mu tego, że ją przetrzymał. Nienawidziła się spóźniać i być później w centrum zainteresowania. Wolałaby przyjść wcześniej i w czymś pomóc. Co prawda, znając Jacka, nie chciałby przyjąć jej pomocy, a koniec końców jego dziewczyna zaprosiłaby ją na ploteczki, ale przynajmniej wtedy miałaby, chociażby szanse się do czegoś przydać.
    Mia jak to cała ona, nie dostrzegła wzajemnej wrogości lub po prostu nie chciała jej dostrzec. Lubiła widzieć świat w kolorowych barwach i nie lubiła sprzeczek. Twierdziła, że na świecie powinien panować spokój i miłość. Te jej pragnienia jeszcze bardziej się uwydatniały, gdy wypiła choćby odrobinę alkoholu. Mimo to Clary bardzo ją lubiła. Ta dziewczyna tryskała pozytywną energią.
    – Zajmijcie się sobą, a ja lecę powiedzieć, że już przyszłaś. – oznajmiła radośnie, posyłając im szeroki uśmiech, po czym popędziła w stronę podwórza.

    OdpowiedzUsuń
  18. Zamiast mu odpowiedzieć, podeszła do lodówki i z dolnej półki zgarnęła butelkę piwa. Nim odpowiedziała na jego kolejne pytanie, podeszła do blatu, by sięgnąć po otwieracz i zwinnym ruchem otworzyć piwo. Prawda była taka, iż większą część swojego życia spędziła na ranczu i z pewnością nie przypominała kobiet, które gustowały w kolorowych drinkach z parasolką po boku…
    - O tobie też nie wspominał, ale chyba mu się nie dziwię. Podejrzewam, że nie ma o czym opowiadać. - stwierdziła, upijając spory łyk piwa i ponownie się mu przyglądając. - To co, idziemy? - rzuciła, wskazując butelką w stronę tarasu. Puściła jeszcze do niego oczko i ruszyła w stronę podwórka.
    Chciała dać mu szansę. Zaufać w jego umiejętność i uwierzyć, że jest przyzwoitym facetem, ale to było wcześniej. Teraz był wielkim prezesem, panem firmy, który kazał zostawać swojej asystentce po godzinach, podczas gdy on zabawiał się w najlepsze. Tak, dzisiaj zdecydowanie nie zamierzała być dla niego miła. Uczono ją, aby nie chować urazy, ale nic nie mogła poradzić na to, iż wypełniała ją irytacja.

    OdpowiedzUsuń