24 maja 2017

[KP] Ella Shepherd

ella shepherd
dwadzieścia jeden lat | studentka filologii francuskiej | weekendami barmanka w pubie

Osiemnasty maja tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątego siódmego roku był zwykłym dniem. Dniem, w którym na świat przyszła Ella – drobna dziewczynka od początku niekochana przez ojca, który wolałby drugiego syna, oraz przez starszego przyrodniego brata, który musiał się zacząć wszystkim dzielić z tą małą istotką. Pokochała ją tylko matka, ale miłość ta z czasem gdzieś zniknęła, pozostawiając jedynie obojętność.
W wieku pięciu lat jeszcze niczym się nie przejmowała. Miała wszystko czego chciała – lalki, książeczki, kredki. Nie rozumiała dlaczego rodzice co chwilę na siebie krzyczą, dlaczego krzyczą na nią, a starszy brat nie chce się z nią bawić, chociaż tak ładnie prosi. Siadywała więc w kącie swojego pokoju i bawiła się sama, nikomu nie przeszkadzając, aby już więcej się na nią nie denerwowali, bo bardzo nie lubiła kiedy byli na nią źli.
W wieku dziesięciu lat rozumiała już dużo więcej, ale nadal nie wiedziała co takiego zrobiła, że ojciec wyżywa się na niej za każde jej najmniejsze przewinienie, a matka nie zachowuje się jak matka i zamiast bronić swojego dziecka, chowa się w kuchni i udaje, że nic nie słyszy. Nie wiedziała też co takiego zrobiła, że brat na każdym kroku jest dla niej wredny i zamiast ją wesprzeć, sprawia że czuje się jeszcze gorzej.
W wieku piętnastu lat nic się nie zmieniło. Choć nie, coś się jednak zmieniło. Brat wyjechał, a ona wreszcie mogła odetchnąć i zaznać chwili spokoju. Kiedy zaś rodzice znów się kłócili, ona wychodziła z domu trzaskając drzwiami i spędzała pół nocy łażąc po mieście. A później ona kłóciła się z rodzicami, na końcu dostając szlaban, którego i tak nigdy nie przestrzegała.
W wieku dwudziestu lat wreszcie była szczęśliwa. Mieszkała we własnym mieszkaniu, studiowała, pracowała i chociaż cały czas była zabiegana i na nic nie miała czasu, zdecydowanie wolała takie życie od ciągłych awantur w rodzinnym domu. Nie musiała się martwić, że brudne talerze leżą w zlewie, że lekko przypaliła naleśniki albo wraca do domu o piątej nad ranem.
Niestety, szczęście nigdy długo nie trwa. Nie minął nawet rok, gdy ojciec zmarł, a matka się załamała. I nawet by się tym nie przejęła, gdyby nie to, że ze wszystkim została sama. Z pogrzebem, z opieką nad matką, a nawet z kawiarenką na parterze ich domu, choć obie ostatnie rzeczy ojciec zapisał w testamencie jej i jej bratu, który nawet nie raczył przyjechać na pogrzeb. Ella jednak nigdy łatwo się nie poddawała. I teraz też nie zamierza.

Wątek z: Altruistka

2 komentarze:

  1. Ojciec nie żyje. Pogrzeb trzynastego lutego.
    Taką lakoniczną wiadomość otrzymał przed miesiącem od swojego byłego przełożonego, który chociaż nie musiał, utrzymywał z nim kontakt już po tym, gdy odszedł ze służby. Czasem wychodzili razem na piwo, które popijali w milczeniu, a później rozchodzili się w swoje strony. W wieku dwudziestu sześciu lat Adam Shepherd nie miał niczego stałego: ani mieszkania, ani chociażby numeru telefonu więc jedynym pomostem pomiędzy nim, a jego rodziną była jednostka, w której stacjonował. Ojciec nie żyje. Czytał ten krótki list raz po raz, bo chociaż rozumiał sens zawartych w nim słów, nie mogły one do niego dotrzeć. Człowiek, za sprawą którego poznał życie od tej najgorszej strony, zszedł z tego świata tak po prostu bez najmniejszego ostrzeżenia, lecz czy była to stuprocentowa prawda? Tego nie mógł stwierdzić; nie wiedział nawet czy stary Shepherd w ostatnich latach swego życia borykał się z chorobą, czy też jego śmierć była istną niespodzianką, która spadła na macochę i przyrodnią siostrę mężczyzny jak grom z jasnego nieba. Nie czuł z tego powodu jakichkolwiek wyrzutów sumienia, zresztą fakt, że nie pojawił się na pogrzebie, choć wystarczyło zaledwie wsiąść na pokład samolotu, a później pokonać trasę taksówką, był dość wymowny.
    Jego klucz nadal pasował do zamka, ale gdy przestąpił próg skromnego domu, natychmiastowo miał ochotę opuścić go z trzaskiem drzwi. Uporczywa cisza w ścianach pamiętających głośne krzyki i będących świadkami scen, które nigdy nie powinny się wydarzyć w żadnej rodzinie, dźwięczała mu w uszach sprawiając, że żołądek zwijał się w supeł; wiszące na ścianie zdjęcia przedstawiające czwórkę pogodnych ludzi były niczym uśmiech na twarzy osoby, która zamiast pomóc się komuś podnieść po upadku, góruje nad nim triumfalnie. Atmosfera w tym miejscu zawsze była niepokojąca, pełna dziwnego napięcia wszak nikt z mieszkańców nie miał pojęcia w którym momencie i za co konkretnie spadnie pierwszy cios, by w ślad za nimi poszły kolejne. Wyrwał się z ponurych myśli, gwałtownie uderzając butem w ulubiony fotel ojca, w którym ten spędzał większość swoich dni od kiedy blondyn sięgał pamięcią; mebel przejechał kilka centymetrów po drewnianej, wypastowanej podłode zatrzymując się pod ścianą, a Adam rzucił podróżną torbę na ziemię. Zamiast zacząć nawoływać macochę lub siostrę, nieśpiesznie rozglądał się po domu wędrując po wszystkich pokojach; przez jego głowę przebiegały irracjonalne myśli i kiedy poczuł, że nie jest w stanie uporać się ze wspomnieniami, wyciągnął ze swojej wyświechtanej torby portfel, niedługo później opuszczając dom. Skoro i tak miałby ten czas spędzić samotnie, nie widział przeszkód w udaniu się do najbliższego baru, w którym chyba nadal pracował jego kolega z czasów szkoły średniej. Powrót na stare śmieci był dla Adama słodko-gorzkim doświadczeniem; wciąż miał dobrych znajomych w rodzinnych stronach i chociaż składali mu kondolencje z powodu śmierci ojca, gdzieś tam w środku czerpał z tego radość.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I wtedy zaczepiła go tamta długonoga blondyneczka, która pijąc wolno piwo, starała się z powodzeniem pozować na urodzoną kokietkę, a kiedy ich spojrzenia skrzyżowały się poraz pierwszy, prowokacyjnie przesunęła czubkiem języka po gwincie butelki. Wymienili uśmiechy, poromawiali o wszystkim i o nicyzm nad miseczką fistaszków, kiedy to niby przypadkowo trąciła kilkulrotnie szpilką o jego łydkę. Podjęcie decyzji o zabraniu jej ze sobą było działaniem czysto spontanicznym, zresztą dziewczyna sama się o to prosiła, przytulając się do jego boku, gdy tylko opuścili bar Jima. Po niecałych dwudziestu minutach spaceru i namiętnych pocałunkach na parterze, znajdowali się już w starym pokoju Adama, gdzie Lisa — o ile dobrze usłyszał w gwarze rozmów — przeszła do rzeczy. Nie sprzeciwiała się, nie pisnęła nawet gdy w dość brutalny sposób wczepiał palce w jej jasne włosy nadając tempo ruchom jej głowie i kontrolując głębokość, z jaką w ustach, a zaraz potem gardle dziewczyny niknęła jego męskość. Była naprawdę dobra w tym co robiła, sprawiając bez większego trudu, że na krótką chwilę zapomniał o tym, gdzie jest, zignorował też trzask drzwi dobiegający gdzieś z głębi domu. Skupial uwagę tylko na przyjemności płynącej ze zwinnego języka klęczącej dziewczyny, o której rżnięciu ust myślał praktycznie od samego początku tej krótkiej znajomości. Dopiero gdy w progu pokoju stanęła ciemnowłosa drobna osóbka, która swoją posturą przypominała jego siostrę — nie, ona była jego siostrą — otrzeźwiał na sekundę.
      — Kurwa, Ella! — wrzasnął z niezrozumiałą furią w głosie bowiem w miłosnych igraszkach z Lisą kompletnie zapomniał o zamknięciu drzwi, zresztą jego siostra zawsze miała tendencję do wpadania w najmniej odpowiednich momentach. Wspólne dorastanie pod jednym dachem przyzwyczaiło go do znajdowania się w różnych, niekoniecznie komfortowych, sytuacjach, ale w takiej jeszcze się nie znaleźli. — Co jest? Chcesz się przyłączyć? — spytał odzyskawszy rezon, nadal tkwiąc w tej samej pozycji, nie dając Lisie możliwości ucieczki.

      Usuń