2 czerwca 2017

behind every exquisite thing that existed

there was something tragic


Nonna Romanov
Skórę i krew ma z choć żywych komórek, sztucznych jak plastik; cała jest jak martwa natura wisząca nad stołem w jadalni, z każdym elementem wymyślonym i zaplanowanym z wyprzedzeniem. Niewielka przerwa między górnymi jedynkami i pieprzyk na środku policzka, i sto siedemdziesiąt cztery centymetry wzrostu; są jak jabłko i dzbanek, starsze niż ona, ona - efekt końcowy, przerabiany, ciągle dostosowywany i pod stałą obserwacją. Kawałek sztuki (każda sztuka jest bezużyteczna), stworzony przez artystę (żaden artysta nie posiada sympatii etycznych), nieświadomy swej roli i pracy, którą w niego włożono.
Jest tylko dużą ilością zsekwencjonowanych cyfr i liter, eksponatem i obiektem o przyporządkowanym numerze, i aż nieoczekiwanym błyskiem szaleństwa w oczach, szybkością i siłą, krwią na rozbitym szkle i krtanią drżącą od nagłego śmiechu, i złotą bransoletką na kostce, Nonną.
Jest perfekcyjnie sztuczną powłoką z idealnie realnym umysłem; pełnym wyciszonych błędów i gotowym do działania. Drapieżnikiem. 

wątek z: Bez

2 komentarze:

  1. Pozornie życie na Ilegenes, wyspie stanowiącej światowy ośrodek badań genetycznych i centrum czarnego rynku słynącego z handlu osiągnieciami inżynierii genetycznej, zdawało się biec bez zakłóceń, nie wpływając jakoś szczególnie na mieszkańców tak niezbyt pochlebną sławą. Do wszystko można było przywyknąć; wszystko mogło awansować do poziomu normy, codzienności. Jedyny wyjątek od reguły stanowiło jednak postępujące zanieczyszczenie wód, które wchodziło w konflikt interesów z tutejszymi rybakami, powoli, acz stanowczo, złorzecząc o nieuniknionym zmierzchu ich rybackich karier. Spłata bądź umorzenie długów, jakkolwiek to nazwać, jednostek wyjątkowo niewypłacalnych okazywała się niezwykle prosta, choć budząca niekiedy sprzeciw natury moralnej — sprzedaż pożądanych przez naukowców genów danego członka rodziny. Istniało zatem spore ryzyko, że jeśli na terenie wyspy natkną się na siebie osoby niemal identyczne pod względem fizycznego wyglądu okażą się doskonałym, syntetycznym odwzorowaniem oryginału.
    Nieświadomy takiego zagrożenia Sasha, ba!, kompletnie się go nie spodziewając przemierzał tłum w towarzystwie swojego rodzeństwa, korzystając ze zorganizowanego kolorowego jarmarku, mającego jakoby za zadanie rozmyć złą opinię o Ilegenes. Nie sposób ocenić jakie wrażenie dla wrażliwych na widok genetycznych, małych stworzeń z rybimi ogonami, myśleli przechodnie, lecz zachwyty były słyszalne dokoła, zwłaszcza najmłodszych. Starszy o rok brat Vedenina zajadał się jabłkiem w czekoladzie, kompletnie niezainteresowany machającą w jego kierunku syreniopodobną, jasnowłosą i wyraźnie młodą dziewczyną — niestety ten nie postrzegał jej jako człowieka, a bardziej jako dekorację bądź pupila. Najmłodszy Mika był nią z kolei zachwycony do takiego stopnia, że na jego twarzy wymalował się szeroki od ucha do ucha uśmiech. Chwilę później chwyciła go za rękę Zoya i pociągnęła w tłum ludzi, nim Sasha rozmawiający z najstarszym Jakobem zdążyli to spostrzec. W efekcie tego otaczani przez wesoły harmider, stale przewijających się ludzi, zgubili ich z oczu.
    Chwilowa rozmowa na temat kolosalnej ceny za genetyczne wytwory, stanowiące poniekąd atrakcję jarmarku samą w sobie, oznaczało jedynie większe prawdopodobieństwo oddalenia się młodszego rodzeństwa i szansę na zgubienie się w tłumie. Niby była to tylko wyspa, znani wszystkim mieszkańcy, lecz strach i stres pozostawał nadal taki sam. Pierwszy w sytuacji zorientował się Sasha, który już po pierwszym nawołaniu dzieciaków wiedział, że czmychnęły. Zgodnie z chłodną sugestią chłopaka rozdzielili się z Jakobem.
    Najwyraźniej ani żaden naukowiec, ani którakolwiek para rodziców nie była zdolna przewidzieć scenariusza, w którym Sasha i Nonna na siebie wpadną. Mnóstwo swobody, ograniczony powierzchniowo teren, zwiększał tylko szansę takiego zajścia. Stworzeni sztucznie na bazie tych samych genów, stuprocentowo do siebie podobni pod względem wyglądu fizycznego i zaplanowanych jeszcze przed wprowadzaniem w życie eksperymentu ulepszeń.
    — Uważaj jak chodzisz — burknął niezbyt uprzejmym tonem brunet, nim jeszcze jego wzrok zatrzymał się na osobie, na którą wpadł. Zaraz po tym zatrzymał się, a harmider dokoła, na czele z poruszającymi się ludźmi zdawał się znacząco zwalniać. — Kim ty… do cholery jesteś? — syknął zaskoczony, marszcząc brwi do tego stopnia, że między nimi powstała charakterystyczna lwia zmarszczka. Zlustrował dziewczynę wzrokiem od góry do dołu i cieszył się, że nie wykorzystał wcześniej słowa „czym”. Wyglądała niczym jego lustrzane odbicie, tyle że w kobiecej odsłonie. A to nie mogło się dziać naprawdę; takie rzeczy nie były normalne na Ilegenes. Uruchomiło to wszystkie trybiki w jego umyśle, wymuszając o wiele szybki przebieg myśli, i analizowanie tej niecodziennej sytuacji, a wzdłuż krzyża przebiegł zimny dreszcz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Sasha! — zawołał Mika, chwytając go niespodziewanie za rękę, ale ten nawet nie drgnął, jakby zupełnie nie zwracał na niego uwagi. Najmłodszy próbując zatem instynktownie odnaleźć punkt zainteresowania Vedenina, utkwił wzrok w ciemnowłosej dziewczynie, i przekrzywił głowę w bok jak zaciekawione zwierzątko, otwierając przy tym na chwilę usta, by potem wyszczerzyć się. — Ale super, wyglądacie identycznie! — dodał, kompletnie tym faktem niezmartwiony chłopiec.
      — Mika — wymówił jego imię śmiertelnie poważnym tonem, bez żadnej zdradzającej jego nastroju wiązki emocji. Posłał mu krótkie spojrzenie, lecz nie przyjmował żadnej odmowy. Wygonienie chłopca było w obliczu tak szokujących okoliczności chyba najbardziej rozsądną decyzją, jaką podjął. — Idź do tamtej syreny i poczekaj tam na Jakoba. Niedługo do was dołączę. — dodał, puszczając rękę najmłodszego spośród swojego rodzeństwa, by skupić swoją uwagę na nieznanej sobie dziewczynie.

      nieumiejący-w-zaczęcia-Sasha

      Usuń