1 lipca 2017

[KP] Bóg chyba wypił sporo bałkańskiego wina i poszedł spać

Zmarnował kilka ładnych lat, usiłując dostać się na tę cholerną konserwację. Dwa lata (jeden rok przed, drugi po maturze, gdy jak obuchem oberwał widokiem swojego nazwiska na liście rezerwowej) na kursie przygotowawczym, dopieszczając teczkę. Kapitulacja i malarstwo, potem urlop dziekański, bo przecież nie można studiować i próbować jednocześnie, jedno na pewno przeszkadza drugiemu. Znów lista rezerwowa. Całe cholerne życie spędzi na liście rezerwowej, do plastyka te kilka lat temu też się dostał łutem szczęścia. Ale z uporem godnym lepszej sprawy wciąż próbuje z tą nieszczęsną konserwacją zabytków, radośnie ignorując fakt, że powinien zająć się dyplomem.
Malarzem jest... poprawnym. Wystarczająco, by utrzymać się na studiach, zbyt mało, żeby szczególnie się wybijać. Jego prace nie mają charakteru, taka jest najczęstsza krytyka.
Za to on sam charakter ma, jak najbardziej. To ten typ, którego wszyscy zdają się kojarzyć i co do którego ludzie zastanawiają się, kiedy ma czas na sen, bo jest wszędzie i robi wszystko. Zazwyczaj naturalnie wchodzi w rolę błazna, i to bynajmniej nie Stańczykowskiego typu. Granie może nie idioty, ale uroczego lekkoducha zazwyczaj przynosi korzyści, więc stara się nie wychodzić z roli, nikomu niepotrzebny kolejny zbolały myśliciel. Nie, żeby nie potrafił taki być - czasami jak coś palnie... Albo gorzej, wplącze się w coś.

Wojciech Olszewski | 23 lata | ASP, malarstwo | Zero pomysłu na siebie


wątek z Boćkiem

5 komentarzy:

  1. Spojrzał na zegarek. Zostało….właściwie to nie zostało mu już czasu. Powinien kończyć. Ale właściwie przecież to skończył nie dalej jak piętnaście sekund temu. Zamknął książkę, rozejrzał się po studentach. To były ich ostatnie zajęcia dzisiejszego dnia. I jego także…może dlatego tak to zapamiętał?
    — Dziękuję wszystkim. Koniec nauki na dzisiaj – powiedział wstając z miejsca. Zanim ktokolwiek zdążył się poderwać z zajmowanego miejsca dodał nieco głośniej niż zamierzał pierwotnie – Olszewski zostań na chwilę.
    To nie było, tak że uwziął się na tego konkretnego ucznia, o nie. Miał kilku jeśli nie kilkunastu „pupilków”, którym zadawał dodatkowe prace, czasami zmuszał do poprawiania i tak już „idealnej pracy”, niekiedy przez „przypadek” ich praca ulegała zniszczeniu. Owszem, był wrednym, złośliwym człowiekiem, ale poza takimi momentami to naprawdę całkiem przyjemny z niego facet był, Chociaż najprawdopodobniej jego była żona powie zupełnie co innego.
    Żeby było ciekawiej, to na Olszewskiego się nie uwziął, ani nic w tym stylu. Przez długi czas traktował go neutralnie, dopiero z czasem zaczął go postrzegać inaczej. Było w tym studencie coś co nie pozwalało mu przestać o nim myśleć. Kiedy ostatni student wyszedł i zamknął za sobą drzwi gestem ponaglił chłopaka. Właściwie to mógł on sam się pofatygować, ale po co? Skoro mógł to zrobić jego student, przecież to on go prosił do siebie a nie na odwrót.
    — Jak tam? – pogładził go delikatnie po policzku. Słabo się do niego uśmiechnął. – Jak z zaliczeniami? – pytanie było dość neutralne, zważywszy na to, że dosłownie przed chwilą dotykał chłopaka tak, jak raczej zwykły nauczyciel nie dotyka swojego ucznia. Można by przypuszczać, ze łączy ich coś więcej. – Robisz coś dzisiaj wieczorem? Może byś przyszedł do mnie? Co ty na to Wojtek?
    Odsunął się na kilkanaście centymetrów i wpatrywał się wyczekująco w niego. Chłonął jego delikatne ryzy twarzy, był taki…idealny. Idealny jako model, do jego najnowszego obrazu. Czasami malował, miał do tego smykałkę, jednak paradoksalnie nie przepadał za tym. O wiele bardziej wolał odnawiać stare zegary oraz maszyny do pisania…ogólnie kochał starocie. Uwielbiał patrzeć na nie, kiedy skończył je naprawiać. Miał wtedy poczucie, ze przywraca im stary blask.

    [mama nadzieję, ze to jakoś ujdzie. Gdyby coś ci sie nie podobało to mów :)]

    OdpowiedzUsuń
  2. Uważnie spojrzał na niego. Po chwili pokiwał głową jakby potwierdzał jego słowa. Wydawać by się mogło, że przed chwilą „przeszukał” swój umysł w potwierdzeniu informacji na ten temat. Albo po prostu przeszukiwał swoją pamięć, bo może Wojciech wcześniej wspominał o tym, a on teraz po prostu dał popis swojej ignorancji dla studenta…właściwie nie byłby to pierwszy i zapewne nie ostatni raz, kiedy dawał taki popis i „chwalił się” swoją krótką pamięcią.
    — Więc w sumie to przyjdź – powiedział. Może zabrzmiało to tak, jakby nie tolerował odmowy (bo w istocie tak było), ale mimo wszystko nie chciał żeby to miało taki wydźwięk. Lubił go, chciał się z nim spotykać. Nie przeszkadzało mu to, że muszą się z tym wszystkim kryć, właściwie to na to nalegał, aby tą głębszą znajomość w miarę możliwości trzymać w tajemnicy.
    Spowodowane było to tym, że nie chciał rozmawiać na ten temat ze swoją byłą żoną, bo gdyby się dowiedziała to raczej rozmowa by ich nie minęła. Poza tym nie przepadał za krzywymi spojrzeniami ludzi mu podobnych, odzwyczaił się od tego. Nie chciał znowu tego doświadczać. No i też…nie do końca ufał Wojciechowi. Wydawało mu się, że student będzie chciał jakoś to wszystko wykorzystać. Dlatego właśnie nalegał na trzymanie ich związku w tajemnicy.
    — Dobrze…idź już lepiej – powiedział i po raz ostatni się do chłopaka uśmiechnął. Spakował swoje rzeczy do teczki ze skóry, którą zawsze ze sobą nosił.
    Może po jakiś trzech minutach od zakończenia rozmowy wyszedł. Nie spieszył się nigdzie, nie był skazany na komunikację miejską, był bardzo szczęśliwym posiadaczem samochodu, więc jedyne na co mógł narzekać to na drogą benzynę oraz na korki, no i na ewentualny brak miejsc parkingowych.
    Zanim wrócił do domu wstąpił do sklepu, tylko po to aby kupić coś do picia. Jedzenia to akurat miał sporo, więc głód był mu nie straszny, nawet gdyby przeszła przez jego dom wygłodniała rodzina, to pewnie po jej wyjściu i tak znalazłby coś co nadaje się do spożycia.
    Po przekroczeniu progu od mieszkania westchnął cicho. Musiał posprzątać tą maszynę do pisania, która była w salonie. Problem w tym, że w swojej pracowni nie miał miejsca, a do kuchni raczej nie wypadało przekładać, prawda? Stwierdził, że nic się nie stanie, jeśli mimo wszystko na razie zostawi tutaj przedmiot. Poza tym drobnym szczegółem wszędzie panował porządek niemalże pedantyczny. Nie wiedząc co ma ze sobą zrobić zdecydował się usiąść, przy tej rozkręconej maszynie do pisania. Pewnie tak się wciągnie w to wszystko, że nawet nie zorientuje się kiedy minie czas oczekiwania na Wojtka.

    OdpowiedzUsuń
  3. Słysząc dzwonek do drzwi zaklął. Nie żeby był zdenerwowany, że ktoś się do niego dobija o godzinie siódmej wieczorem, bo przecież pora nie była jakoś późna, tylko że ów ktoś zadzwonił akurat w takim momencie, kiedy miał przykręcić ostatnią śrubkę. Chyba nie należy dodawać, że ta śrubka pod wpływem niepewnej ręki upadła i teraz pewnie leży gdzieś pod stołem i złośliwie się śmieje.
    Wstał i nacisnął na domofonie przycisk, rzucił tylko krótkie „Wejdź” i szybko przeszedł kilka kroków do salonu. Spojrzał po raz ostatni na maszynę do pisania, która była już prawie skręcona…gdyby nie ta jedna piekielna śrubka. Teraz najpierw będzie musiał ją znaleźć zanim zabierze się do ponownej pracy nad maszyną.
    Wrócił aby otworzyć drzwi Wojciechowi. W końcu to na niego czekał, oraz to prawdopodobnie tylko on odwiedzał go wieczorami „bez zapowiedzi”, jeśli mógł to tak nazwać. Z byłą żoną nic go nie łączyło, przyjaciele oraz znajomi zazwyczaj dzwonili przed wizytą aby upewnić się, że jest w domu. Chociaż na dobrą sprawę było to zbyteczne, ponieważ ostatnio częściej był niż go nie było.
    Przesunął się nieco w przejściu i gestem zaprosił studenta do środka, ledwo przekroczył próg a już zamknął drzwi. Po tym przybliżył się do niego i oparł swoje dłonie na jego ramionach.
    — Nie musiałeś się tak bardzo spieszyć. Nie musiałeś biec – powiedział cicho do jego ucha. Lekko przygryzł płatek jego ucha, po tym musnął ustami jego kark.
    Nieco leniwie zdjął swoje dłonie z jego ramion i odsunął się o pół kroku.
    — Napijesz się czegoś? – zapytał po czym przeszedł do kuchni, w której panował „nieład artystyczny”. W końcu kuchnia razem z uprzywilejowaną pracownią była pomieszczeniem, gdzie w zlewie mogło być zawsze kilka niepozmywanych talerzy, których nie chciał wkładać do zmywarki, albo na blacie zawsze mogły leżeć opakowania po szynce zakupionej w pobliskim markecie.
    — Masz ochotę na coś specjalnego na kolację? – zapytał. Może był zbyt pewny siebie, ale przypuszczał, że Wojtek zostanie na kolacji, oraz zostanie na noc, co nie stanowiło dla niego kłopotu. Jeśli chłopak chciał to mógłby zostać nawet i na cały weekend. Przynajmniej Franciszek miałby pewność, że kochanek go nie zdradza. Jeśli o to idzie to potrafił być bardzo podejrzliwy, o czym student raczej nie wiedział. Chyba jeszcze nie dał mu żadnych powodów do takiego myślenia. Poza tym, czy ktoś kogoś pokarał za podejrzliwość? Nie pamiętał aby kiedykolwiek o czymś takim słyszał.

    OdpowiedzUsuń
  4. Niemalże natychmiast odwrócił głowę w kierunku Wojciecha i uśmiechnął się delikatnie pod nosem. Wojciechowski chyba w życiu nie powiedziałby, że to jest imponujące. Traktował takie składanie zegarów, oraz maszyn do pisania jako coś normalnego. Niektórzy zbierali znaczki, monety, pocztówki…a on zbierał i naprawiał zegary oraz maszyny do pisania. Wcześniej może uważałby to za co najmniej intrygujące hobby, gdyby nie fakt, że jego ojciec był zegarmistrzem i w wolnych chwilach lubił naprawiać stare maszyny do pisania. Niektórzy zastanawiali się skąd Franciszek brał te wszystkie „rupiecie” (jak określali to niektórzy). Otóż miał swoje dojścia, no i czasami na różnych aukcjach internetowych mógł odkupić niektóre zepsute egzemplarze za bezcen. No i też raz na jakiś czas wybierał się na giełdy, gdzie okazje były świetne. No i momentami uwielbiał się targować o coś, chociaż niezmiernie rzadko kiedy to robił, bo zazwyczaj cenom niczego nie zarzucał.
    — Dlaczego? – zapytał i spojrzał na Wojciecha. – Masz plany? Znajomi? Dziewczyna? – o dziwo mówił to zupełnie lekkim tonem, takim jakim zazwyczaj człowiek żartuje. Tutaj jednak nie chodziło w stu procentach o to żeby pożartować i pośmiać się. Wojciechowski chciał wybadać czy gdzieś się wybiera jego student.
    Korzystając z tego, że Wojtek stał tak, że ocierał się o Franciszka, wykładowca położył rękę na udzie chłopaka. Przybliżył się i nachylił do szyi, którą lekko musnął ustami.
    — Mówiłem ci że jesteś idealny pod każdym względem? – zapytał szepcząc to zdanie wprost do jego ucha. – Może jednak namówię cię na to żebyś został na kolacji? Oraz na śniadaniu – uśmiechnął się lekko. Miał nadzieje, że da się przekonać. Jeśli tak się jednak nie stanie to prawdopodobnie Franciszek naprawdę zacznie myśleć, że Wojciech go zdradza, że ma kogoś jeszcze. Czego jak czego, ale zdrad nie lubił. On sam swojej małżonki nigdy nie zdradził, nigdy nawet o tym nie pomyślał. To ona go zdradziła i odeszła do bogatszego kochanka, który „dawał jej poczucie bezpieczeństwa oraz spełnienia”. Wiedział, że to był tylko pretekst aby się rozstać. Podobnie jak z tymi „oszczerstwami” na jego temat, jakoby ją bił. Owszem, może kiedyś ją uderzył. Ale to nie było notorycznie jak próbowała innym wmówić!
    Stanął przed studentem i delikatnie pogładził go po policzku. Chłonął jego delikatne rysy twarzy, może kiedy nieco posprząta w swojej pracowni (przynajmniej na tyle aby dało się przejść), to namaluje swojego kochanka? Przecież byłby to ciężki grzech nie uwiecznić takiego człowieka na płótnie. Może nie był wybitnie zdolnym artystą, ale malować potrafił, niby całkiem nieźle.
    — Kiedyś muszę cię namalować – powiedział i pocałował go w usta, tak jakby ten pocałunek miał być przypieczętowaniem tej obietnicy. – To byłby grzech, gdybyś nie miał swojego portretu – dodał odgarniając nieco włosy Wojtka.

    OdpowiedzUsuń
  5. Podobało mu się to kiedy student tak mruczał, niczym kot domagający się pieszczot. Tak… kot domagający się pieszczot… to zawsze przychodziło mu do głowy jako pierwsze i „odchodziło” jako ostatnie. Czasami pod wpływem weny twórczej uważał, że jest takim jego niemalże prywatnym kociakiem. Jednak głośno tego nie mówił.
    — Może? – zapytał kładąc drugą rękę na jego biodro. – Jak cię mam przekonać żebyś powiedział „ Na pewno zostanę”? Albo chociaż zwykłe „zostanę”? – wymruczał wprost do ucha studenta. Lekko przygryzł płatek ucha. Nie za mocno, ale też nie za lekko, balansował na cienkiej granicy pomiędzy przyjemnością a bólem. Chociaż i tak daleko mu było do odgryzienia ucha Wojtka , wciąż był dalej niż bliżej do Mike’a Tysona jeśli chodzi o odgryzanie różnych części ciała.
    — Poza tym obiecuję, że nie będę cię jakoś bardzo męczyć, ani nic – dodał jakby w nadziei, że to jakoś przekona Wojtka do pozostania. – Chyba, że chcesz, to mogę cię wymęczyć – uśmiechnął się nieco lubieżnie. Jakoś chciał go przekonać do spędzenia wspólnej nocy, nawet jeśli chłopak powiedziałby, że z jakichkolwiek seksów nici. Mógł po prostu siedzieć, albo i leżeć z nim w łóżku i oglądać jakiś film, albo po prostu rozmawiać.
    Chciał go mieć blisko siebie. Niby starał się ufać swojemu partnerowi, ale bardzo ciężko mu to przychodziło, po prostu tak było. Sam nie potrafił tego jakoś racjonalnie wyjaśnić dlaczego nie ufał. Nawet swojej ( na szczęście byłej już) żonie nie do końca ufał, chociaż od początku związku nie dawała mu takich podstaw. Zawsze był podejrzliwy i na swój sposób zazdrosny. Niby wszystkie zachowania miały jakieś odzwierciedlenie w przeszłości, ale w jego przypadku to z tą nadmierną podejrzliwością było ciężko. To się chyba z kosmosu wzięło.
    — Wojtek… - zbliżył swoje usta do jego szyi – Masz może na coś ochotę? – pytanie było zadane tonem strasznie lekkim, właściwie nie można było odgadnąć czy Franciszek zapytał o jedzenie, czy o coś zupełnie innego. W przypadku Wojciechowskiego wszystko było pewne, potrafił nagle zmienić temat, czym potrafił denerwować innych.

    [Nic się nie dzieje, ja też jakoś tak krótko... i słabo.]

    OdpowiedzUsuń