10 lipca 2017

[KP] The outsider

Andy Carter

''Jestem rekinem, który marzył o tym, aby zostać człowiekiem.''

 

Pierwszy raz na ziemi. Wyszkolony do eliminowania przedstawicieli rasy ludzkiej. 
Zadanie: doprowadzić obiekt A do laboratorium w celu przeprowadzenia eksperymentów na nielicznych mieszkańcach ziemi, którzy posiadają nietypowe DNA. 
Na końcu obiekt zostanie zlikwidowany.  
Dla kogoś tak wyszkolonego jak on zadanie wydaje się być wręcz banalnie proste... Problem w tym, że Andy nie jest typowym Innym. Od zawsze się wyróżniał.

 

2 komentarze:

  1. Straciła poczucie czasu. Telefon nie działał, a kieszonkowego kalendarza w postaci notesu nigdy nie posiadała. Nie miała pojęcia, jaki jest dzień, ile ich minęło, ile czasu już tak idzie przed siebie, bo te wszystkie dni zlewały się w jedno, każdy był taki sam. Las też był ciągle taki sam. Od trzech dni. Najprawdopodobniej trzech, bo Vrai naprawdę nie potrafiła tego policzyć. Zmieniały się tylko szczegóły, między innymi rodzaj drzew, dzięki czemu wiedziała, że nie kręci się w kółko, tylko posuwa naprzód. Las był o tyle dobry rozwiązaniem, że mało kto się tutaj zapuszczał, dlatego istniała nikła możliwość, że na kogoś się natknie. Nie chciała tego, ale równocześnie tęskniła za tym, aby mieć do kogo się odezwać.
    Była już zmęczona po niemalże całodziennym marszu, poza tym zbliżał się wieczór. W tej części lasu jednak drzewa były wysokie i niemożliwością zdawało jej się wspięcie na którekolwiek z nich. Mogła tylko usiąść pod jakimś, wybrała więc to, które wydawało jej się najodpowiedniejsze na to, aby się trochę zdrzemnąć. Usiadła, sprawdziła stan butów, ale jeszcze jakoś się trzymały. Gorzej z nogami, bo naprawdę ją bolały. Zjadła jednego ze zdobycznych batonów, stwierdzając, że zapasy skurczyły się za szybko i trzeba będzie coś z tym zrobić. Z wodą również, więc postanowiła, że następnego dnia koniecznie musi znaleźć jakieś źródło, bo bez tego nie zajdzie za daleko.
    Dałaby naprawdę dużo za to, aby móc teraz spać we własnym, wygodnym łóżku z ulubionym jaśkiem. Myślała o tym praktycznie codziennie, jakby to miało pomóc jej zasnąć, ale nie pomagało, kiedy zamiast łóżka miało się tylko ziemię i szorstką korę drzewa za plecami. Siedziała tak dosyć długo niemal bez ruchu, nasłuchując odgłosów lasu. Już się do nich przyzwyczaiła, może dlatego czujność była trochę uśpiona. Wiedziała przecież, że zwierzęta nadal żyją, co wydawało jej się całkiem zabawnym paradoksem, i to one w przeważającej mierze były sprawcami niepokojących hałasów, dlatego na większość takich dźwięków Vrai już nie zwracała uwagi. Choć pewnie powinna, zważywszy na to, ze to też były żywe stworzenia, które potrzebują pożywienia. A jeśli nie mogły nic upolować, to mogły też rzucić się na człowieka, który w bezpośrednim starciu z dzikim zwierzęciem miał niewielkie szanse. Chyba, że był jakimś wyszkolonym żołnierzem słusznej postury, ale Vrai nim przecież nie była.
    Teraz, gdy usłyszała dziwny trzask, odruchowo się rozejrzała, wyglądając nawet zza pnia. Ale niczego nie zobaczyła. Wprawdzie tlił się w niej wewnętrzny niepokój, ale to trwało cały czas, nie potrafiła być spokojna, nawet kiedy nic się nie działo. To musiał być jakiś lis albo skunks, nie zmartwiła się więc zbyt bardzo, choć owszem, nie potrafiła się całkowicie rozluźnić. Nasłuchiwała jeszcze przez kilka chwil, chcąc w ten sposób się zorientować, czy to coś, cokolwiek to było, zmierza w jej kierunku, czy jednak bezbronne zwierzątko pobiegło gdzie indziej. Albo może zwyczajnie jej się wydawało, że coś usłyszała? Takie omamy też już miewała.

    OdpowiedzUsuń
  2. [Trochę tak. Tym „zamieŻał”. Uduszę :D]

    Kiedy tylko Vrai usłyszała głos, a sekundę po tym zobaczyła przed sobą postać oraz lufę pistoletu, zaczęła w tempie ekspresowym analizować sytuację. Jeśli to był człowiek, to była to tylko pusta groźba. Nie zastrzeli jej, skoro ma szanse na zdobycie towarzysza, bo mogliby sobie pomóc. Chce ją tylko sprawdzić. Jeśli to był Inny, a Vrai już wiedziała, że oni przybierają ludzka formę, to owszem, rzeczywiście mógłby groźbę spełnić, ale nie wtedy, gdy rzucał w jej stronę kajdanki i żądał, by je założyła. To oznaczało, że nie chce jej zabić, tylko uwięzić. Mógł ją co najwyżej postrzelić, gdyby chciała uciec, ale takie ryzyko mogła podjąć przecież. Może trochę oberwie, ale przynajmniej będzie miała świadomość, że próbowała. A innym wypadku jej się uda i ucieknie. Tak więc czy miała coś do stracenia?
    - Dobrze – odezwała się cicho i poruszyła się lekko, chcąc sięgnąć po kajdanki. Jeśli oczekiwał, że je założy, to wiedział, że musi wyciągnąć rękę, by je podnieść.
    Tak więc Vrai się poruszyła, trochę się zbliżyła do intruza, już, już wyciągała rękę, by podnieść dwa metalowe kółka połączone łańcuszkiem, ale zamiast to zrobić, rzuciła się do przodu, celując całą sobą w brzuch, chcąc go popchnąć, przewrócić, cokolwiek, byle tylko upadł. Zdawało jej się, że dzięki temu uda jej się wytrącić z dłoni glocka, potem może go złapać, a w międzyczasie uderzyć tam, gdzie trzeba. Na wstępie udało jej się jedynie odepchnąć jego rękę i nawet gdyby wystrzelić, kula trafiłaby gdzieś w przestrzeń, a nie w nią.

    OdpowiedzUsuń