15 lipca 2017

She rides like a 67 Chevy

In her drop top red and white and blue
Cuz she's hell on heels 

VILJA POLA HODGSON
26
grafik komputerowy

Wizualnie nasuwa myśl o stereotypowej, głupiutkiej blondynce. Intelektualnie zaskakuje myślących w sposób stereotypowy.
Kompletnie nie odnajduje się w świecie pełnym wystawnych bankietów i bogaczy, wśród których nagle się znalazła. Co więcej, zupełnie się w niego nie wpasowuje ani wyglądem, ani zachowaniem. Totalny bałagan w życiu, absurdalny porządek w mieszkaniu.

__
tytuł: Pop Evil - Boss's daughter

12 komentarzy:

  1. Nie mógł zrozumieć decyzji swojego wieloletniego wspólnika, mimo że niejednokrotnie próbował. To nie tak, że uważał, że cała firma mu się należała z jakiegoś powodu. Nie był egoistą, choć przełknęcie informacji zawartych w testamencie z początku sprawiało mu ogromny problem, wprawiało w złość. Potem pomyślał, że może mężczyzna miał jakiś powód, by tak uczynić. Wiedział, że ten ma córkę, ale nie widział jej nigdy w firmie na własne oczy. Może jego żal byłby mniejszy, gdyby okazało się, że kobieta potrafi zarządzać tak dużym organizmem, posiada jakieś doświadczenie w kwestiach architektonicznych, zna rynek, obracała się wśród spraw finansowych, jednak rzeczywistość okazała się brutalna. Każdego dnia zadawał sobie pytanie, dlaczego osoba, której przekazano większość udziałów, nie miała zielonego pojęcia o biznesie, w który została wciągnięta. Gdzie tu sens i logika? Od kiedy decyzje należą do kogoś niekompetentnego? To tak, jakby wziąć z ulicy pierwszego lepszego człowieka i kazać mu koordynować budową miejscowego szpitala. Uważał swojego długoletniego szefa za osobę racjonalnie myślącą, której zależy na losie firmy. Teraz miał co do tego poważne wątpliwości. Dodatkowo... miał wrażenie, że przez ten cały czas stali się przyjaciółmi. Decyzja Hodgsona stanowiła swoisty nóż w plecy. Poczuł się jak intruz. Zrobił tyle dla tej firmy, poświęcił jej całe serce oraz duszę, a na koniec dostał w nagrodę ostrego kopniaka. Czy mężczyzna mu nie ufał? Czy uważał, że zniszczy jego dorobek bez żadnych skrupułów? Czy dlatego wprowadził do korporacji zupełnie nową osobę, która miała kontrolować jego poczynania, blokować je? Ta decyzja najzwyczajniej w świecie go uraziła. Spoglądał na Vilję z ogromną niechęcią. Nieraz proponował jej, żeby sprzedała swoje akcje, nawet jemu. Bo co dobrego może zrobić dla tego biznesu ktoś bez doświadczenia? Tacy ludzie powinni zaczynać od najniższych stanowisk, a nie od posiadania tylu procent udziałów. Nie mógł też zboleć tego, że to, na co on pracował ponad dziesięć lat, ona dostała w mgnieniu oka. Jakby wszystko na co harował, utraciło nagle swoje znaczenie.
    Nic więc dziwnego, że miał ochotę kogoś spoliczkować, kiedy nadeszło to głupie nieporozumienie. Może, gdyby to nie był tak ważny klient, może, gdyby konkurencja nie dobijała się do niego rękami i nogami, wyprostowałby to od razu, ale tak... co miał zrobić? Taka okazja trafia się raz na milion. Sam by tego nie wymyślił, ponieważ naprawdę nie przepadał za panną Hudgson, a uczynienie z nich narzeczeństwa było ostatnią rzeczą, o której mógł pomyśleć. Chociaż musiał przyznać, że był pod wrażeniem poziomu aktorstwa kobiety i tym, że nie skoczyli sobie do gardeł w czasie bankietu. Kiedy znajdowali się obok siebie, byli jak dwie bomby, które wzajemnie na siebie oddziaływały. Jedna potrafiła podpalić drugą i na odwrót. "Współpraca" układała im się tylko na pokaz. Gdy gasły światła reflektorów i nadchodziła pora, by zejść ze sceny, wracała wzajemna niechęć. To zabawne, jak dalece wykreowana przez nich rzeczywistość różniła się od prawdy. Sytuacja w windzie doskonale to pokazywała. Nawet w tak codziennej sytuacji nie potrafili ze sobą normalnie rozmawiać. Nie sądził, że kiedykolwiek dojdzie do czegoś takiego. Nie zdarzyło mu się mieć takiej relacji ze współpracownikiem, ale jak mówią, zawsze musi być ten pierwszy raz.
    Kiedy drzwi się otworzyły, wytrzeszczył oczy i przez moment nie mógł się poruszyć. Dźwięk zamykania zmusił go do wyjścia. Najpierw zastanawiał się, czy to Vilja ma dzisiaj urodziny, ale gdy ujrzał jej minę, od razu skreślił tę opcję. Stanął obok niej i już miał rozglądać się za jakimiś ukrytymi kamerami. Czy ktoś ich wkręcał czy jak? Kiedy skończyli zawodzić, pracownicy podchodzili do nich i gratulowali. Dalej stał skonfundowany, nie wiedząc, co się dzieje, ale w końcu jedna z kobiet uświadomiła mu to, mówiąc:

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. - Mam nadzieję, że zaprosicie nas na ślub.
      Spojrzał ukradkiem na swoją narzeczoną . Dosyć tej szopki.
      - Stop, stop - powiedział dość donośnym głosem i wszyscy ściszyli swoje tony o kilka decybeli. - Słuchajcie, to jest jakieś nieporozumienie. Z resztą... - westchnął ciężko - wracajcie do pracy. Wyjaśnimy wszystko, ale nie teraz. Ani słowa o ślubie.
      Był zmęczony już tym gadaniem. Przez tą całą sytuację jeszcze bardziej znienawidził Vilję. Miał ochotę wydrapać jej oczy, chociaż tak naprawdę to nie była jej wina. Jednak jeśli nie pojawiłaby się w firmie, to przecież nie byłoby całego tego cyrku.
      - Chodź - powiedział lakonicznie i wziął ją delikatnie za rękę, po chwili jednak ją puścił.
      Wszedł z nią do konferencyjnej, ale nie usiadł. Za bardzo targały nim emocje. Chodził w tę z powrotem z rękami w kieszeniach od czasu do czasu pocierając skronie. Cholera jasna zaklął siarczyście w myślach.
      - No i co zamierzamy z tym zrobić? - zaczął. - Za niedługo wszystkie gazety w mieście zaczną pisać o naszych zaręczynach . Może jeszcze mam wziąć z Tobą ślub, co? Po moim trupie... - wyszeptał sam do siebie. - Musimy jakoś zakończyć tę szopkę wiarygodnie. W dodatku ten klient... I co powiemy pracownikom? Że ten cały niby ślub to coś w rodzaju sieci zarzuconej na firmę, która przyniesie nam ogromny zysk?
      Wiedział, że to nie takie proste. Nie mogli powiedzieć, że to był taki żart albo pomyłka. Stracą na wiarygodności. Thomas zaczynał się bać, że z tej sytuacji nie ma już odwrotu.

      Usuń
  2. Zapewne wielu myślało, że cała ta sprawa z firmą i kłótniami z Vilją wynikała jedynie z jego chciwości. Gdyby tak było, prosiłby Raula o to, żeby przepisał mu całą spółkę w testamencie. Nigdy o nic takiego go nie prosił, a nawet nie rozmawiali na ten temat. Nie wiedział tylko, dlaczego akurat ona. Była jego córką, ale co poza tym? Nie widział jej w firmie, nie słyszał, żeby interesowała się jej sytuacją na miejscu w każdej chwili. Miała swój interes. On znał tu każdy kąt, a jednak ostatnie zdanie zawsze należeć będzie do niej. Z tym nie mógł się pogodzić i nie wiedział, czy kiedykolwiek zdoła. Mógłby odejść i zostawić ją z tym wszystkim kompletnie samą, rzucić na głęboką wodę. Nie twierdził, żeby sobie nie poradziła, ale z pewnością nie uniknęłaby wpadek nowicjusza. Decyzja Raula zabolała jego męską dumę, a Vilja widocznie nie umiała tego zrozumieć. Z jej ojcem miał naprawdę dobry kontakt. Byli partnerami w interesach, dość zgranymi. Thomas czuł do swojego szefa ogromny respekt, dużo go nauczył, traktował trochę jak syna, a przynajmniej tak mu się wydawało. Testament był jak policzek. Widocznie Raul mu nie ufał, sądził, że sprzeda firmę albo zrówna ją z ziemią, a on kochał to miejsce całym sercem. Traktował kobietę niczym intruza, która weszła z buciorami do jego idealnie poukładanego systemu. Może jednak nie umiał tak dobrze pracować zespołowo, jak mu się wydawało.
    Jej wypowiedź jeszcze bardziej go rozsierdziła. Czy ona myślała, że jest idiotą, że nie zdaje sobie sprawy z konsekwencji? Szkoda tylko, że była taka krótkowzroczna...
    - Uważasz mnie za durnia? Dobrze wiem, jak to się skończy i właśnie dlatego uważam, że cały ten cyrk pociągnie nas na dno bez względu na wszystko. Nie rozumiesz, że jeśli ktoś mówi, że się z kimś zaręczył, to analogicznie oznacza, że zgadza się z nim na ślub? I co? Będziemy udawać szczęśliwą parę, a potem powiemy im: "Wybaczcie, ale jednak nam nie wyszło, ślubu nie będzie"? - zapytał, patrząc na nią.
    Od razu po wypowiedzeniu tych słów zrozumiał, że nie warto się kłócić. Była uparta, zrobi, co będzie chciała. Poza tym, to ona miała tutaj większość udziałów. Znajdowała się miejsce wyżej od niego. Z resztą, dlaczego miałoby mu zależeć? Dlaczego miał się zastanawiać, co będzie dalej, jeśli pani wszystkowiedząca miała plan? Skoro ona nie myślała aż tak do przodu, czemu on by miał? W końcu to Raul był jej ojcem, a nie Thomasa. Spuścił głowę i potarł skronie.
    - Jak chcesz - odparł, zbliżając się do drzwi. - Zastanów się, ilu karatowy chcesz pierścionek, kochanie - dodał, siląc się na uśmiech i zdecydowanie akcentując ostatnie słowo.
    Potem po prostu wyszedł, łagodnie zamykając za sobą drzwi. Ruszył w stronę swojego gabinetu, uśmiechając się do wszystkim wokoło. Po drodze przeprosił co poniektórych pracowników za swoje zachowanie i wyłgał się, że to wszystko przez stres, i że nie lubi wywlekać prywatnych spraw tak wszystkim naraz, że go zaskoczyli. Starał się przypomnieć, co powiedziała Vilja, żeby nie palnąć czegoś głupiego. Wparował do pokoju, po czym opadł na fotel. Przez chwilę siedział zupełnie w bezruchu. Potem wstał i zasłonił żaluzje, żeby zyskać trochę prywatności. Analizował w głowie całą sytuację. Po jakichś pięciu minutach w jego głowie wyrosła okrutna myśl. Miał 37 lat, został prezesem dobrze prosperującej firmy architektonicznej, jednej z najlepszych, ściślej ujmując. Pole zawodowe - chodzący ideał. Pole prywatne - totalna porażka na całej linii.

    OdpowiedzUsuń
  3. Zaangażować? Angażował się w tą firmę o 12 lat dzień w dzień, a ta... ta kobieta dopiero co tu przyszła i już się wymądrza, jeszcze próbując mu coś zarzucić. Nie dogada się z nią, nie ma mowy. Kiedy weszła do gabinetu, jedyna na co miał ochotę, to wziąć ją za fraki i wyrzucić. Był mocno podminowany. Stres ostatnich dni, ten cały, nagły pomysł z narzeczeństwem, studiowanie rachunków, kosztorysów, dbanie o każdy szczegół robi swoje. Kiedy ostatnio miał urlop? Kiedy czas na odpoczynek? Nawet sobie nie przypominał. To tak, jakby ktoś zakręcił karuzelą, na której się znajdujesz, z całej siły. Na początku wszystko jest świetnie, dobrze się bawisz, a potem zaczynasz odczuwać mdłości, chcesz uciec, jednak wiesz, że próba wyskoczenia skończy się obrażeniami. Nie mógł wziąć wolnego, nawet gdyby bardzo chciał. To był chyba najważniejszy klient w historii całej firmy. Wziął głęboki oddech i wzruszył ramionami. Ukrył twarz w dłoniach. Miał jej dosyć. Kobiety. Tylko chcą gadać i gadać, a on tego nie potrzebował. Jedyne, o czym marzył, to spokój, jeden wielki spokój.
    - Posłuchaj - zaczął słabym głosem. - Po pierwsze, mogłabyś zapukać. Po drugie, jak ludzie wychodzą, to znaczy, że chcą być sami, coś sobie przemyśleć. Za dużo tego jak na jeden dzień. A po trzecie...
    Nie wiedział, czy miał jej to mówić, czy nie. W końcu zaznajamianie jej ze swoim prywatnym życiem może nie było dobrym pomysłem... Co miał robić? Wiedział, że po prostu nie wyjdzie stąd. Pewnie jest zbyt uparta i do tego zarozumiała. Uważa, że ten cały plan jest genialny i nie ma lepszego, a wywijanie się z tego to przecież głupota. Musiał jej uświadomić jeszcze jeden jego aspekt, który odkrył dopiero przed chwilą.
    - Jesteś młoda, wykształcona, dobrze zadbana, pewnie podobasz się facetom. Możesz spokojnie przeżyć w tym narzeczeństwie dwa, trzy lata. Po tym i tak będziesz jeszcze atrakcyjna dla wielu mężczyzn i zanim mi przerwiesz albo powiesz, że mam tupet, to daj mi dokończyć. Mnie za te trzy lata stuknie czterdziestka. Nie mam żony, nawet narzeczonej. Prawdziwej narzeczonej - dodał szybko. - Poświęciłem tej firmie mnóstwo swojego czasu. Dalej mi na niej zależy i mimo że naprawdę czasem nie mogę cię znieść, to nigdy dotąd nie żałowałem, że tu pracuje. Tobie ten układ nie zaszkodzi, a ja nie znajdę sobie nikogo tydzień potem, jak ogłosimy, że zerwaliśmy zaręczyny. Mnóstwo osób chciałoby nas pogrążyć, od razu poszłaby fama do gazet, że cię zdradzałem, a to nie wpłynęłoby dobrze na wizerunek przedsiębiorstwa. Praca nigdy nie ingerowała w moje życie osobiste, poza tym, że zabierała mi sporą ilość czasu, którą mógłbym poświęcić na randki, a teraz jest inaczej. Możesz powiedzieć, że przesadzam i gderam, ale najlepiej będzie, jak po prostu będziesz cicho i uszanujesz moje zdanie, nie komentując tego w żaden sposób. Chcę tylko, żebyś zrozumiała, dlaczego jestem aż tak zły z powodu tego zamieszania. Następnym razem lepiej konsultujmy ze sobą wszystkie tego typu decyzje i nie róbmy nic pod wpływem chwili. Zawsze jest inny sposób, zawsze jakiś plan B. Jednak skoro już się stało, to zrobię, co będzie trzeba, a przynajmniej się postaram, żeby wyglądało to autentycznie. Będziesz miała pierścionek, kwiaty, kolacje, jakieś prezenty, czy co tam innego związanego z relacjami damsko-męskimi - zakończył.
    Modlił się, żeby już wyszła. Naprawdę chciał zostać sam ze sobą.

    OdpowiedzUsuń
  4. Kiedy zaczęła, już wiedział, że nie będzie mieć spokoju. Była naprawdę nieokiełznana i jak widać, nieusłuchana. Te uwagi o pracownicy sprawiły, że zmierzył ją krytycznym wzrokiem. Nie przepadał za takimi insynuacjami, a wręcz przeciwnie, doprowadzały go do szewskiej pasji. Wywrócił oczami. Mogła się powstrzymać, ale Thomas miał wrażenie, że chciała go wyprowadzić z równowagi, że robi to wszystko na złość. Zobaczył jej ludzką twarz , kiedy, pewnie przez nieuwagę, wspomniała o dziecku. Jakoś mimo wszystko poczuł potrzebę, żeby to skomentować.
    - Jest XXI wiek, teraz sporo kobiet rodzi dzieci coraz później, nawet po trzydziestce. Nie masz się czym martwić - powiedział.
    Nie było słychać w jego głosie nawet nutki złośliwości czy zdenerwowania. Raczej Vilja mogłaby się w nim doszukać wsparcia, co zaskoczyło samego Claya. Osobiście chciałby mieć dzieci. Spora część jego znajomych miała już swoje pociechy i Thomas miał z nimi styczność wiele razy. Czasem się zastanawiał, jak wyglądałaby jego własne. Snuł nawet jakieś marzenia o spokojnym, rodzinnym życiu, na które, jego zdaniem, było już trochę późno.
    Pożałował swoich słów, tego, że był miły, kiedy usłyszał słowa kobiety. Od razu się w nim zagotowało. Mogła to ująć inaczej, mogła, ale nie. Trzeba było zrzucić na niego winę za ten cyrk. Miał ochotę ją wyrzucić z gabinetu. Wyobrażał sobie, jak bierze ją za fraki i wystawia za drzwi. Nie urzeczywistniłby tego, ale to tylko dlatego, że była kobietą. Zazwyczaj miał sobie sporą dozę cierpliwości, ale Vilja doprowadzała go do wściekłości. Cóż za niesamowicie przydatny talent. Zacisnął pięści, co kobieta na pewno zauważyła. Nie wiedział, dlaczego ona cały czas to robi. To miało być celowe zagranie? W takim tempie to on po prostu rzuci tę robotę i zostawi ją z tym samą. W końcu przecież sobie poradzi, prawda? I jeszcze nie mogła się zdecydować. Najpierw chciała pierścionek, później nie... Kobiety... Jak on mógł z nią pracować? Czy to jest powód, dla którego jeszcze nie mam żony? zapytał sam siebie.
    Westchnął ciężko, po czym potarł skronie. Czemu nie dała mu chociaż godziny spokoju? Miał dosyć dzisiejszego dnia, a ona nie powiedziała na jego temat chyba nic pozytywnego. Nie miał już siły. Chciał tylko, żeby się odczepiła. Odwrócił się do niej plecami i spojrzał za okno, zupełnie ją ignorując. Skoro nie dała mu pomyśleć w samotności, to pomyśli w jej towarzystwie, udając, że jest sam. Nie miało znaczenia, co powie. Zamknął się na nią całkowicie. Jeśli nie dała się przegadać, to dobrze, niech sobie gada. Nie wiedział, ile zdoła z nią wytrzymać. Miał pewien pomysł. Wykona plan Vilji, będzie współpracował, ale jeśli uzna, że nie jest w stanie z nią pracować, odejdzie, sprzedając jej swoje udziały. W tym momencie miał jej serdecznie dosyć. Nadal obchodziła go ta firma, jednak wiedział, że nie zniesie tych upokorzeń. Wypowiedzi kobiety miały w sobie tupet, a Thomas czuł, jakby chciała go upokorzyć przed nim samym. Podkopywała jego pewność siebie, starając się pokazać, że to on jest problemem, wchodząc w jego prywatne życie z butami. Tak naprawdę brak rodziny był jednym z jego słabych punktów. Nieraz chodząc po parku, obserwował rodziców z dziećmi, uśmiechniętych, pełnych życia. Zestawiał ten obrazek ze swoim życiem, co zawsze okazywało się być dla niego policzkiem. Czuł się przez Vilję pomiatany. Miał wrażenie, że nie miała dla niego litości. Może miał jakiś kryzys z tym związany? Kto wie. Nawet nie był już zły, po prostu zmęczony i dobity do ziemi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie zaraz mu powie, że przesadza, odgryzie się jakąś złośliwą uwagą. Thomas, owszem, był mężczyzną, ale też człowiekiem, przede wszystkim człowiekiem. Też potrzebował wsparcia, przekonania, że ktoś docenia jego wysiłki, że jego praca daje efekty i inni są z niej zadowoleni. Nie był ze stali. Odwrócił się, nie zmieniając wyrazu twarzy. To śmieszne, że mógł czasem siedzieć do drugiej, trzeciej w nocy i nie czuł zmęczenia, a wystarczyło, że wrócił z jednego durnego bankietu i odeszły od niego całe siły życiowe.
      - Więc o czym chcesz rozmawiać? Jakieś pytania apropo naszego układu, pomysły, propozycje? Obgadajmy to szybko - odezwał się w końcu zmęczonym głosem. W tym momencie zgodziłby się chyba na wszystko, byle móc w końcu pójść do domu. Pustego domu.

      Usuń
  5. Thomas słuchał uważnie, kiedy Vilja czytała faks. Na początku lekko przewrócił oczami, myśląc, że nie ma tam niczego interesującego, z wyjątkiem zalążka nadziei na podpisanie umowy. Chociaż tyle dobrego wypłynęło z całej tej szopki. Nie przypuszczał, że aż tak bardzo się mylił. Mina również mu zrzędła i przełknął ślinę. Westchnął w duchu. To będą naprawdę ciężkie dni. Nie wiedział, czy będzie w stanie znosić obecność Vilji przez tyle godzin w trakcie dnia. Wydawało mu się to wręcz niemożliwe, graniczące z cudem. Bogowie, pomóżcie mi to przetrwać i dajcie mi cierpliwość... pomyślał. Co miał zrobić? Nie miał żadnego wyboru. Nawarzyli piwa, musieli je wypić. Taka kolej rzeczy. Zaczął żałować, że powiedział to wszystko kobiecie, mógł trzymać gębę na kłódkę. Za bardzo się otworzył, a tłumaczenie jej było jak walenie grochem o ścianę, bezskuteczne. Lepiej było potraktować to jak jakieś obowiązki biznesowe, element gry aktorskiej. Kto wie, może uda mi się tym wyprowadzić kobietę z równowagi albo chociaż trochę ją podjuszyć i upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. Chciała teatru, to będzie go miała.
    - Ofiarny z niego człowiek - skwitował Thomas. - Trzeba dać znać sekretarce, żeby zabukowała nam bilety lotnicze. Chyba że wolisz się tłuc samochodem przez pół kraju w moim towarzystwie. Z resztą, będzie wygodniej, szybciej i nie powinniśmy być aż tak zmęczeni jak po jeździe samochodem. O czymś jeszcze chcesz porozmawiać, czy już mogę wyjść do domu, kochanie? - zapytał i uprzedzając jej wszelkie pytania czy uwagi, dodał - Spokojnie, wczuwam się już w rolę, w końcu musimy dobrze wypaść.
    Może w jego komentarzu tkwiło trochę jadu, ale tylko trochę. Nie chciał jej szczególnie denerwować i miał nadzieję, że ona też przyjmie tą taktykę i zacznie być bardziej znośna niż normalnie, bo inaczej wyjdzie z siebie i stanie obok.

    OdpowiedzUsuń
  6. O tym właśnie cały czas mówił, to próbował jej uświadomić. Od początku wiedział, że świat będzie od nich oczekiwał, że będą się zachowywać jak narzeczeństwo, a zakochani wychodzą ze sobą na randki, a nie tylko pojawiają się na bankietach. Nawet by się nie zdziwił, gdyby nagle się okazało, że muszą razem zamieszkać, ponieważ tak robią narzeczeni. Po ostatniej sytuacji nie potrafił patrzeć na Vilję jako na odpowiedzialną szefową. Chwyciła się pierwszej lepszej deski ratunku , totalnie bezmyślnie, nie myśląc o konsekwencjach. Jak miał ją traktować poważnie, skoro tak się zachowała? Może przesadzał, może był zazdrosny, jednak z trudem przychodziło mu rozmawianie z kobietą jak równy z równym. Westchnął w duchu, gdy usłyszał o kolacji. Zastanawiał się, o czym będą dyskutować, jak będzie wyglądało to spotkanie. Pojawienie się na bankiecie jest znacznie prostsze niż pójście na prywatną kolację. Zdecydowanie preferował zostać w domu sam. Nawet nic jej nie odpowiedział. Gdy wreszcie wyszła, poczuł się, jakby ktoś wypuścił go z mocnego, niewygodnego uścisku. W jego serce wstąpiła szczera ulga. Nienawidził, jak ktoś zmuszał go do dyskusji, kiedy nie miał na to ochoty, a Vilja właśnie to zrobiła. Tak ciężko zrozumieć zdanie: "Chcę zostać sam" . Chociaż na dziesięć minut... Jednak przecież wielka pani chciała już, to trzeba było już. Przeklinał w duchu całą tą sytuację i firmę. Wiedział, że będzie musiał coś z tym zrobić, zachowywać się, jak należy. Tylko czy to w ogóle jest możliwe?

    Stał przed lustrem, przedstawiając do piersi krawaty w różnych kolorach. Idiotyzm . Sam nie wiedział, dlaczego to robi, czemu się w ogóle stara. Żaden z elementów garderoby mu nie odpowiadał, nie potrafił się kompletnie na nic zdecydować. Ostatecznie odrzucił wszystkie kandydatury i postanowił pójść w samej koszuli oraz marynarce. Krawat dodatkowo by go krępował, a tak chociaż może będzie czuł się bardziej swobodnie. Kompletnie nie wiedział, jak potraktować to spotkanie, jak do niego podejść. Miał przynieść kwiaty? Jakiś prezent? Wiedział, że ta kolacja odbędzie się tylko i wyłącznie w celach PR-owych, jednak nie potrafił jej tak traktować do końca. Nie znosił udawania w takich sytuacjach, jakoś nie umiał przestawić swojego zachowania na aktorskie. Westchnął głęboko. Będzie musiał to jakoś przeżyć.
    Zmierzał w kierunku restauracji z bukietem róż w ręku. Co by nie patrzeć, to PR to PR, a z pewnością będzie to lepiej wyglądać. Z drugiej strony, szedł przecież na randkę, udawaną, bo udawaną, ale jednak randkę ze swoją narzeczoną, więc pewnie chciałby jej zrobić przyjemną niespodziankę. Czuł się, jakby w jego jednym ciele znajdowały się dwie kompletnie inne osoby. Może powinien się nauczyć, że uczucia jest się w stanie zagrać, że takie prawa rządzą biznesowym światem - krętactwa, oszustwa i inne szemrane praktyki, a skoro obejmowały finanse, to czemu nie miałyby się wpychać w sprawy sercowe. Spojrzał na zegarek - 10 minut przed czasem. Postanowił więc wejść do środka i poczekać na Vilję. Ledwo przekroczył próg, a już pojawiła się w jego głowie myśl, by uciec stamtąd jak najdalej...

    OdpowiedzUsuń
  7. - Cześć - odparł, starając się być miły.
    Czuł się cholernie spięty, choć wiedział, że nie może dać tego po sobie poznać. W końcu jakby to wyglądało. Rozejrzał się dookoła, zupełnie jakby chciał sprawdzić, czy ktoś ich nie obserwuje, bo tak się właśnie czuł. Wyszedł na scenę w teatrze i musi teraz udawać emocje, siląc się na naturalność. Przyjrzał się Vilji. Podobała mu się ta skromność, minimalizm, bez zbędnych fajerwerków. W dodatku buty na delikatnym podwyższeniu dodawały kobiecie wysokości, przez co wyglądała jeszcze bardziej elegancko. Zastanawiał się teraz, czy brak krawata nie był jednak błędem.
    Nie spodziewał się pocałunku dziewczyny, choć przecież wiedział, jak zachowuje się para. Nie wpadłoby mu jednak do głowy. Na początku instynktownie chciał się odsunąć, jednak w mgnieniu oka przypomniał sobie, po co tu są. Ostatecznie odwzajemnił go najlepiej, jak potrafił wobec, przecież obcej mu, kobiety i uśmiechnął się.
    - Pięknie wyglądasz - powiedział, z resztą zgodnie z prawdą. - Mam coś dla ciebie - przypomniał sobie, biorąc do ręki bukiet i wręczając jej. - Trzeba będzie poprosić kelnera o jakiś wazon, żeby nie zwiędły - dodał.
    Miał totalny mętlik w głowie, bo z jednej strony nie mógł wyrzucić z mózgu myśli, że to wszystko jest udawane, a z drugiej... Jakaś jego część chciała najzwyczajniej na świecie spędzić miło wieczór w czyimś towarzystwie. Co mu teraz da ciągłe obwinianie jej? Klamka zapadła, trzeba było chyba po prostu pogodzić się z rzeczywistością, zamiast pogarszać sytuację. Pewnie nie uda mu się zrezygnować na dobre z uszczypliwych uwag, ale przynajmniej postara się je ograniczyć. Spojrzał na nią, wracając myślami do ich pocałunku.
    - Wczułaś się w rolę - powiedział z delikatnym uśmiechem.
    Nie mogła wyczuć w tym nawet nutki ironii czy złośliwości. Odezwał się w stu procentach życzliwym tonem.

    OdpowiedzUsuń
  8. Thomas miał ochotę uderzyć się otwartą dłonią w czoło. Nie spodziewał się, że Vilja tak odbierze jego słowa. Idiota. Westchnął w duchu. Przecież chciał być miły, chciał, żeby ta kolacja się udała mimo wszystko, a tutaj taka wpadka. Już nawet nie myślał, czy dziewczyna była za bardzo przewrażliwiona, czy nie. Nie miał najmniejszej ochoty sprzeczać się o to, bo i po co? Trochę przeszkadzało mu to, że zasłoniła się menu, ponieważ w tym momencie wolał patrzeć na jej twarz, a nie na kawałek tektury. Uznał jednak, że niegrzecznym byłoby zabrać jej to sprzed nosa. Widocznie uraziły ją jego słowa.
    - Nie, nie, to nie miało tak zabrzmieć - zaczął. - Po prostu... Czasem chyba trudno ugryźć mi się w język albo szybciej coś powiem niż pomyślę. Przepraszam - powiedział całkowicie szczerze.
    Dzisiaj nie miał zamiaru się już kłócić, naprawdę. Wystarczy im tego na teraz, jeszcze i tak pewnie będą mieli sporo okazji do przekomarzań czy innych tego typu rzeczy. Liczył, że tymi przeprosinami przynajmniej w części odkupi swoje winy. Jego słowa miały być czymś w rodzaju żartu, komplementu, a ostatecznie wyszło, jak wyszło. Gorzej, jeżeli dziewczyna pomyśli sobie, że nie jest szczery. Wtedy to dopiero będzie... Na pewno będzie próbował trzymać nerwy na wodzy, żeby znowu nie palnąć jakiejś głupoty. Nie znał jej jeszcze i nie wiedział, jak będzie reagować na podobne słowa, a ona nie miała zapewne pojęcia, jak odczytywać niektóre jego wypowiedzi. Musieli mimo to jakoś funkcjonować tego wieczoru.

    OdpowiedzUsuń
  9. Kiedy powiedziała mu: "Jako przystawkę wezmę krewetki", o mało się w nim nie zagotowało. Serio? Postarał się być miły, naprawić jakoś swój błąd, a ona pokazała, że nic ją to nie obchodzi. Zachowała się tak, jakby nawet tego nie usłyszała. Dziecinada pomyślał.
    Jej kolejne słowa wcale nie były lepsze, ale postanowił się już się zamknąć. Jego poprzednia wypowiedź nie miała w sobie nic kpiącego, on nie miał złych intencji, a oberwał. Nie podobało mu się jej zachowanie i przez myśl przeszło mu, że nigdy się nie dogadają. To całe pozytywne wrażenie, jakie zrobiła na nim na początku, rozpłynęło się gdzieś w powietrzu. Znowu wróciła wizja jakiejś małolaty, która niczego nie rozumie. Gdzieś dotknął go fakt, że gdy zaczął być szczerze życzliwy i przeprosił, ona zachowała się, jakby jej to w ogóle nie obchodziło. To spotkanie było kompletną klapą.
    - Brzmi dobrze - powiedział, starając się brzmieć spokojnie. - Ten indyk ze słodkim sosem wydaje się też być ciekawy albo dorsz z nutką pikanterii. To zależy, na jakie smaki masz ochotę. Ja mimo wszystko skuszę się na tego indyka. Chyba że widzisz tam coś innego godnego uwagi z czymś słodkim - dodał jeszcze.
    Sam zaczął wnikliwiej wpatrywać się w kartę, starając się nie myśleć o tym wszystkim. Wewnętrznie bardzo chciał być w tamtym momencie w domu i razem z psem oglądać jakiś film na kanapie, ale musiał tu siedzieć. Niby to była kolacja, a teraz czuł się trochę, jakby znajdował się w pracy. Gdyby nie firma, to pewnie by go tutaj nie było. Miał gdzieś tam cichą nadzieję przed wyjściem, że nie będzie tak źle, ale jego pragnienie oddalało się, zamiast przybliżać. Westchnął w duchu. Oby poszło bezboleśnie i bez ofiar.

    [Teraz będę odpisywać szybciej, bo prywatnie ostatnio nie był dla mnie najlepszy czas, ale coś tam się już poprawia, mam nadzieję]

    OdpowiedzUsuń
  10. Thomas najzwyczajniej w świecie wolał wyjaśniać nieporozumienia na bieżąco, przynajmniej tak działo się zazwyczaj, bo zdarzały się sytuacje, kiedy nie miał ochoty z nikim rozmawiać i chciał zostać sam, ale ostatecznie i tak dyskutował nad daną kwestią, żeby nie było nieporozumień. Tym bardziej że nie zamierzał się kłócić, po prostu przeprosił. Nic dziwnego, że brak reakcji uważał za nieuprzejmość. Nie miał siły się domyślać i analizować niewerbalnych znaków dziewczyny. Poza tym, przyszli tu jako para, mieli się tak zachowywać. Jej uśmiech mógł być równie dobrze nieszczery - gest uczyniony na pokaz dla postronnych.
    Teraz już jednak nie zamierzał tego rozstrząsać, bo po co? Nic by to nie przyniosło oprócz kolejnej sprzeczki. Na razie nie dostrzegał między nimi nici porozumienia, żadnej, ale może coś się zmieni?
    - Wolę słodkie niż kwaśne, ale aż tak często sobie nie mogę na to pozwolić, chociaż...
    Ciężko mu było przejść w tryb pogawędki. Jego ciało zachowywało się tak, jakby siedział na poważnej rozmowie o pracę, cały był spięty. To wszystko przez to, że miał wrażenie, że jest obserwowany, że każdy będzie analizował jego krok. Nie potrafił grać wyluzowanego, niestety. Pod tym względem cały ten cyrk był okropnie złym pomysłem. Wziął głębszy oddech i inaczej ułożył się na krześle, starał się rozluźnić.
    - Tak po prawdzie, to najchętniej codziennie pochłaniałbym jakieś ciastka czy ciasta, ale nie za bardzo mam na to czas. A trening czyni mistrza. Zawsze możesz spróbować. Pewnie za pierwszym razem nie wyjdzie tak, jak babci, ale potem kto wie? Ja podobno robię całkiem niezłą tartę, chociaż nie próbowało jej aż tak dużo osób, więc może akurat im podpasowało. Jak byłem mały, to pomagałem trochę mamie w kuchni. Nie miała córki, więc mnie często zaganiała do pomocy. Najpierw możesz zacząć od czegoś prostego, jakieś ciasto czekoladowe, potem coś z kremem i tak małymi kroczkami. Może jeszcze zostaniesz cukiernikiem, kto wie - dokończył poprzednią myśl, starając się to zrobić w miarę na luzie.
    - Dla mnie indyk - powiedział.
    Siedział chwilę i pomyślał, że miło by było, gdyby to on próbował jakoś pociągnąć rozmowę do przodu.
    - Aaaa, czym się interesujesz? Lubisz podróże czy wolisz raczej jakiś bierny odpoczynek? - zapytał.

    OdpowiedzUsuń