21 czerwca 2000

[KP] I believe I can fly, I believe I can touch the sky.


Arcadeus O'Hara
Arcady | 25 lat | Stitch | Pomalowany w dziwne wzory van | Piegi | Wolny duch | Stara gitara schowana na tylnym siedzeniu | Biseksualny | Dzieciaczek | Długie ciemne rzęsy | Sto siedemdziesiąt osiem centymetrów wzrostu | Stalowoniebieskie oczy | Szczupły | Piegi  | Jasna karnacja | Kaptury |  Umiejętność przetrwania w ekstremalnych warunkach | Walka do końca | Siła psychiczna i fizyczna | Zwinny i szybki | Nigdy się jeszcze nie zakochał | Sarkastyczny | Psotny | Wow... you've gotta be kidding me | Czarny humor | Chaos | Afraid? I'm not afraid of you. |  Zabawa | Odważny | Buntownik | Wyluzowany | Love is love | Chodzi własnymi ścieżkami | Czarujący | Niezależny | Pan Artysta | Dziwny, bo normalność jest nudna | No rules. No responsibility. It's as good as it sounds. | Samotny | Lojalny | Humorzasty | Bla bla bla | Złośliwy | Am I on the naughty list? | Arogancki |  Opiekuńczy | Hey, oh. Anyone want to tell me why I'm here? | Polaroid schowany gdzieś w aucie | Książki. Dużo książek. |  Często myśli o niebieskich migdałach | Przeszłość: informacje utajnioneRyzykant | Nocne spacery | Gapienie się w gwiazdy | Insomnia | Od czasu do czasu zdarza mu się zapalić | *Wzdycha* | Boi się ciasnych pomieszczeń | Chciałby mieć psa | Ma dusze, choć czasem tego po nim nie widać 
____________________________
wątek z Wishbone - Tristan

2 komentarze:

  1. Tristan jeszcze nigdy nie zachowywał się tak impulsywnie, nigdy nie był tak lekkomyślny jak w momencie, kiedy w rodzinnym Galway wchodził do pociągu ze sporych rozmiarów plecakiem jako swoim całym dobytkiem. Wiedział, że jest wolny i podjął dobrą decyzję. Widział, że jego rodzice nie mieli racji, że jego los nie jest przesądzony, że oto otwierał się przed nim nowy świat większych i lepszych możliwości.
    Wiedział też, że wybiera się na północ, ponieważ… właściwie to nie miał pojęcia, czemu, nie miał pojęcia, gdzie właściwie chce wyjechać, myślał o Szkocji, a potem cofnięciu się do Francji, i nie, nie miał pojęcia. Ta wolność wyboru przytłaczała go zarówno w pozytywnym, jak i negatywnym znaczeniu. Pociągiem zabrał się jednak jedynie do Athlone, ponieważ zorientował się, że bilety są jakieś śmiesznie drogie, a on będzie musiał niedługo wybierać pomiędzy jedzeniem a noclegiem, jeśli będzie wydawał je na środki transportu. Odpowiedź była jena – musiał złapać stopa. Tak było taniej, być może szybciej, być może też bardziej ciekawie. Czy mógł trafić na psychopatycznego mordercę, który pokroi go na kawałki i zakopie przy drodze? Jasne, ale nie trafił. Zaraz przy stacji udało mu się zatrzymać dwie dziewczyny, z którymi wyjechał z Athlone. Były bardzo przyjazne, miały po dziewiętnaście lat i wybierały się do Belfast w Irlandii Północnej. Słuchały radia o wiele za głośno i chciały wiedzieć o Tristanie absolutnie wszystko. I chociaż rozmowa z nimi całkiem mu się kleiła, wykopały go z samochodu, zanim zdążył wygodnie usiąść, kiedy odmówił ich propozycji obmacywania się na tylnym siedzeniu.
    Myślał, że żartują i dość niezręcznie wyśmiał ten pomysł, ale szybko zorientował się, że mówiły poważnie, a on nawet nie wiedział, czy powinien czuć się urażony, czy miło połechtany. Tak czy inaczej, nie mógł przecież się tak po prostu zgodzić, wciąż pamiętał jednak nieco lekcji dobrego wychowania, którymi raczyli go rodzice… a niby to starzy faceci z obrzydliwymi uśmiechami czyhali na naiwnych, młodych autostopowiczów.
    Tristan tak naprawdę nie wiedział, gdzie jest. Wiedział tylko, że jest już za późno, żeby zawrócić i że jechali przez N55, gdy dziewczyny wysadziły go wśród porośniętych zielenią pól i odjechały, pokazując mu, że ma iść się pieprzyć. Słońce grzało bardziej, niż się spodziewało, że będzie, ale nie zostało mu nic innego, jak iść poboczem i liczyć na to, że ktoś się nad nim zlituje i zatrzyma, aby go gdzieś podrzucić. Na tym etapie zapomniał o północy, jakiekolwiek miejsce docelowe przestało dla niego istnieć.
    Jakąś godzinę później zdążył się już spocić i zmęczyć, jednak nie był nawet blisko poddania się. Obserwował auta śmigające po asfalcie i co chwilę migały mu twarze kierowców, nie raczących go nawet krótkim spojrzeniem. W końcu dość spory van zwolnił zaraz obok niego i do Tristana doszło, że samochód zjeżdża na bok i się zatrzymuje. Dla niego. Ledwie zerknął na kierowcę, chłopaka, który musiał być mniej więcej w jego wieku i wskoczył na przednie siedzenie, zanim ten zdążyłby się rozmyślić i jednak odjechać. Oczywiście szybko zorientował się, że kiepski z niego autostopowicz i nie pomyślał na przód, bo musiał siłować się chwilę, aby zdjąć swój plecak i dopiero potem odwrócił się do kierowcy, zmęczony i cholernie wdzięczny. Chłopak nie wyglądał na szczególnie niemiłego, ani też podejrzanego, ale właśnie tacy byli najniebezpieczniejsi, prawda?
    – Cześć, wielkie dzięki, myślałem, że się tam usmażę. Dokąd jedziesz? Nie, żeby to miało znaczenie, bo mi wszystko pasuje… jak najdalej możesz mnie zabrać. – Uśmiechnął, zapinając pas i przeczesał sobie włosy palcami, wzdychając głęboko. Los chyba naprawdę się do niego uśmiechnął.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nigdy by nie pomyślał, że uda mu się załapać na podwózkę u kogoś, kto jedzie do cholernej Hiszpanii, ale szczerze mówiąc, był z tego powodu bardzo zadowolony. Nie tam planował się wybrać, ale w ogóle za dużo w swoim życiu planował, więc tym razem miał zamiar po prostu dać działać przypadkowi i miał nadzieję, że dobrze na tym wyjdzie. To było zdecydowanie przyjemne uczucie, powiedzieć sobie niech się dzieje, co chce, szczególnie, że nie pamiętał, kiedy, nie licząc kilku ostatnich, szalonych dni, coś takiego przeszło mu przez myśl.
    – Nieważne. Cudownie. W Hiszpanii mogę się smażyć, bo to Hiszpania – podkreślił, uśmiechając się szeroko, z pewnym rozmarzeniem. Aż wstyd było przyznać, ale nigdy wcześniej nie był za granicą, inne kraje znał z opowieści, no i geografii w szkole, więc możliwe, że miał co do wielu rzeczy fałszywe albo stereotypowe informacje, ale cóż, chciał się nauczyć, chciał wiedzieć, jak było naprawdę. Jego rodzicom co prawda nie brakowało pieniędzy na ewentualne egzotyczne wakacje, choćby co roku, ale byli zwyczajnie zbyt oddani pracy, aby o tym pomyśleć, a on sam… cóż, szedł w ich ślady, przynajmniej do niedawna.
    – A ja Tristan, cześć – odpowiedział bez wahania, spoglądając na siedzącego za kierownicą chłopaka. Na tle zielonych drzew i pól, które mijali z jakiegoś powodu wyglądał niezwykle zajmująco. Tristan zastanawiał się, czy Arcady był już w Hiszpanii, prawdopodobnie tak, bo nie był aż taki niedomyślny; zdążył zauważyć, że jego samochód wygląda jak stereotypowy van zapalonego podróżnika, z mapami, pamiątkami i tym wszystkim. Trochę go to nawet uspokajało, bo to znaczyło, że trafił na raczej dobre towarzystwo.
    – I nie mam żadnych zatargów z prawem, ani też ochoty cię zamordować – zapewnił z rozbawieniem i cóż, być może właśnie to powiedziałby seryjny morderca, ale Tristan nie mógł mieć chyba czystszych intencji. Chciał tylko jechać, zobaczyć świat i dowiedzieć się, co do tej pory tracił. – Właściwie to jeszcze tydzień temu miałem zostać prawnikiem, ale… nie wiem, wreszcie dotarło do mnie, że nie mam na to ochoty.
    Wzruszył ramionami, bo sam nie był do końca pewny, skąd wziął tyle odwagi, aby poważnie wszystko rzucić i wyruszyć Bóg wie gdzie, z Bóg wie kim, na Bóg wie ile. Być może po prostu przeżywał trochę spóźniony młodzieńczy bunt, jakby nie patrzeć w szkole jakoś go to ominęło, musiał to kiedyś nadrobić. A jego rodzice, cóż, wiedział, że tego nie pochwalali, ale nie musieli, to był tylko i wyłącznie jego wybór i miał zamiar żyć i radzić sobie z wszelkimi konsekwencjami, jakie za sobą pociągnie. Ale to później. Na razie chciał się przede wszystkim dobrze bawić.
    Nie wiedział też, czemu w ogóle coś takiego, jakby nie patrzeć, nieznajomemu, ale zakładał, że gdy się rozstaną, już więcej się nie spotkają, co było w pewien sposób niezwykłe i sprawiało, że mógłby opowiedzieć mu historię swojego życia i mieć gdzieś, co ten sobie pomyśli. Nie, żeby miał zamiar to zrobić, ale mógłby.
    – Jak będę grzecznym i ani trochę nie irytującym towarzyszem podróży, to zabierzesz mnie do samej Hiszpanii? Mam jeszcze trzy paczki ciastek, więc łapówka w ich postaci wchodzi w grę – powiedział i chociaż się starał, nie utrzymał poważnego wyrazu twarzy zbyt długo i się roześmiał. Nie wiedział jeszcze do końca, jak to całe podróżowanie stopem działało, ale tym razem nie chciał się już narazić.

    OdpowiedzUsuń